szukaj zwrotu:       szukaj w:
wybrano:
dział - Matki, żony, kochanki (problemy z dziećmi, mężami i niemężami, teściowymi, pracą, plotki, rady, itp)
temat - Gdzie jestes moj rycerzu na bialym koniu!?


Dodaj nowy wpis      Powrót do wybranego działu      Powrót do strony głównej forum
Strona 4 - poprzednia, 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, następna
Napisano: Treść:
chwila_zapomnienia
2007-11-19
Email
Dlaczego nie moze byc tak jak na filmach?! Czy nie marzy sie wam partner, ktory przy ktorym czujecie sie pewnie w kazdej sytuacji? Potrafi sprawic ze czujecie sie zawsze na swoim miejscu (w dobym znaczeniu tego slowa). Jakie macie zwiazki, czy czujecie sie w nich spelnione w kazdej dziedzinie? (tak:), TAM tez).
Goga66
2007-11-22
17:08:54
Email
Myślę, że należy się cieszyć dobrym związkiem i nie rozmyślać o jutrze.
Podsumować związek możemy jednak w stanie jaki jest w dniu dzisiejszym albo gdy się rozpadnie lub tuż przed śmiercią. Dziadek kolegi mojego brata zdradził babcię w wieku 73 lat i ożenił z inną babcią 70-letnią.
Goga66
2007-11-22
17:16:34
Email
Kilka lat temu napisałabym: mój związek jest wyjątkowy! Jako taki postrzega go też rodzina i znajomi. Jesteśmy 10 lat po ślubie. Mój mąż należy do tych ciepłych, kochających i wiernych. Ja podobam się mężczyznom ale nie korzystam z możliwości, chociaż czasem poflirtuję. Mężowi to odpowiada a nawet cieszy się, że ma atrakcyjną żonę. 2 lata później leciałam na przepisanym przez psycholog Xanaxie i ratowałam ten strzęp, który ze mnie został. Podobno jestem wyjątkowo silna (zdanie psycholog) i szybko staję na nogi. Na twarzy przybyło mi 5 lat, schudłam do 43 kg ale dało się przeżyć. Jednak z optymistki jeśli chodzi o uczucia zmieniłam się w pesymistkę chociaż moi rodzice i wujkowie byli sobie wierni przez całe życie.
marta0309
2007-11-22
17:16:39
Email
ja tez uwazam ze jestem w szczesliwym zwiazku wiec takie zwiazki tez istnieja.choc nie powiem - trzeba o dobry zwiazek tak naprawde "walczyc" kazdego dnia i staramy sie z mezem o tym pamietac a ciezkich chwil tez jest wiele.Moj maz tez chyba z tych wiernych.a pokusy- oczyswiscie są:) ale to tylko pokusy i zeby tak zostalo:)
Goga66
2007-11-22
17:20:51
Email
Dlaczego mimo wszystko jesteśmy razem? Bo walczyłam a wałczyłam, bo uważałam, że tak dobry, wyjątkowy związek trzeba ratować. Ale po TYM żaden związek nie jest już taki sam. To złudzenie, za które się słono płaci.
barb.k
2007-11-22
21:49:49
Email
Moje małżeństwo trwa dopiero 2,4 lata. Uważam je za szczęsliwe, choć mieliśmy ciężkie chwile. Gdy nie mogłam już z nim rozmawiać napisałam w mailu to wszystko co mnie bolało(miało to związzek z ciążą) i pomogło. On miał czas na przegryzienie tego, potem juz na spokojnie wyjaśniliśmy wszystko. Wiem że mogę na niego liczyć w każdej sprawie, chociaż gdy potrzebny jest kompromis to raczej ja ustępuję. W tej chwili natomiast, gdy jestem tuż przed porodem - termin mi minął w sobotę, gdy mój pracodawca odmówił mi płacenia za urlop macieżyński bo nie spełniłam wszystkich warunków, doszła utrata pracy mojego męża, nasz związek jest jeszcze mocniejszy. Może po porodzie się to zmieni gdy będę obolała, zmęczona, marudząca. Mam cichą nadzieje że nie. I gdy patrzę na nasze wspólne życie nie chciałabym niczego zmieniać.
chwila_zapomnienia
2007-11-22
21:54:51
Email
Tak czytam o tych pokusach i tak sobie mysle, ze ja nigdy do tego tak nie podchodzilam.Zawsze bylam szczesliwa w zwiazku bo bylam zaspokajana i nie szukalam dodatkowych urozmaicen.Ale od jakiegos czasu Tomek (moj chlopak) jest strasznie przemeczony i nie kochamy sie juz tak czesto i nie jest to juz tak namietne jak kiedys, nie chcialabym go zdradzic,ale same wiecie ze potrzeby sa. Chcialabym zeby Tomek czerpal znowu radosc z seksu tak jak dawniej.
Wikusia
2007-11-22
22:11:09
Email
Ja jestem z moim mezem jestesmy razem 13 lat. Nie powiem ze bylo caly czas super, mielismy wiele wzlotow i upadkow i czasami juz wszystko wisialo na wlosku, ale doslownie glupoty nas laczyly z powrotem. Np. raz byl juz taki kryzys, ze coraz czesciej rozmawialaismy o roztaniu mimo, ze i ja strasznie go kochalam a maz mnie, ale byly momenty ze po prostu on nadawal na innych falach jak ja i zadne nie potrafilo ustapic, stad te spiecia a nagle moj maz zdecydowal sie na kupno psa i przez niego wszystko potoczylo sie inaczej, do tej pory mowimy ze wtedy Andzia haha nas polaczyla. Nie ma idealnych zwiazkow, ale tak jak wlasnie pisala Goga ze jezeli wiesz ze mimo wszystko to jest on to jest ten idealny zwiazek mimo to ze sa spiecia trzeba o niego walczyc i tak robilismy. Mielismy wiele takich chwil kryzysowych az w koncu urodzila sie nam coreczka, a mimo to teraz czasami sa momenty ze mialam wszystkiego dosc i chcialam rozwodu, ale to wlasnie moj maz mi uswiadomil, ze teraz kiedy jest mala tym bardziej musimy nauczyc sie kompromisu i walczyc o to zeby stworzyc jej wspanialy dom i zeby wychowywala sie tylko z usmiechem na twarzy. Dodam ze moj maz raz byl zonaty i ma dziecki z poprzedniego zwiazku i chyba teraz dlatego tak sie zachowuje, zeby nie popelnic drugi raz takiego samego bledu. >BR> A co do rozstan bo brak swrodkow do zycia i strach to tak krotko mam kolezanke ktora meczyla sie 11 lat w zwiazku ale naprawde meczyla, pozniej urodzilo sie dziecko i dziecko meczylo sie razem az skonczylo sie na tym ze dziecko trzeba bylo zaprowadzic do psychologa bo slyszac taka dostawalu szalu i lalkom odrywalo glowy. Mimo tego co dzialo sie z dzieckiem i z nia bala sie odejsc bo co ona zrobi, nie poradzi sobie i wolala znosic wszystko, ale nie odeszla. Jendak przyszedl taki dzien ze w koncu sie odwazyla, ale dopiero jak zostala o 3 w nocy zaatakowana nozem. Dzieki bogu nic sie nie stalo. Nie bylo jej latwo na poczatku, ale teraz znalazla sobie prace, mala chodzi do przedszkola ona mieszka u swojej mamy i walczy w sadzie. Ale jest calkiem inna jakby rozkwitla. Wiec dziewczyny, nie wiem jak to sie odbywa w innych domamch, ale wiem jedno lepiej za dlugo nie czekac bo czasami pozniej jest za pozno, a po co dziecko ma patrzec na to co sie w domu dzieje. I jeszcze jedno to wlasnie moja kolezanka mi uswiadomila, ze dopiero jak sie czlowiek zdecyduje, mimo ze boi sie tego co bedzie bo nie zawsze idzie gladko, to i tak sytuacja tak nas zmusza do dzialania, walczenia, trzeba byc slinym i przewaznie po jakims czasie wszystko uklada sie dobrze. Ona powiedziala mi ze to tak jakbys zagubil sie w lesie, przeciez nie bedziesz siedzial miedzy drzewami i czekal az ktos cie znajdzie, bedziesz sam biegl zeby znalezc droge, zeby sie z niego wydostac.
Wikusia
2007-11-22
22:15:59
Email
Przeüraszam za troche chaotyczne pismo, ale w trakcie pisania musialam wstawac do malej bo akurat ma problem z zabkowaniem i co chwile musialam do niej wstawac co troche wytracalo mnie z rytmu.
ciekawa
2007-11-22
22:40:18
Email
Wikusiu znam pare małżeństw gdzie rodzice są ze soba ze wzgledu na dziecko a to biedne dziecko cierpi potwornie z rodzicami-straszne co ludzie robia w imie chorego pojęcia dobra dziecka:( Mówie tu o sytuacji gdzie ewidentnie nie ma cienia porozumienia tylko zawiść-nic wicej.
Goga66
2007-11-23
10:14:05
Email
Małżeństwa, które pozostają sobą ze względu na dzieci to najczęściej makabra. Bo nawet jak w miarę spokojnie to dziecko i tak wyczuwa to zakłamanie i dziwne relacje między rodzicami. Zdarzają się z rzadka jednak związki, które po wygaśnięciu uczucia potrafią być ze sobą i się nawet wspierać. Cechuje je na ogół duża inteligencja emocjonalna i olbrzymia kultura bycia. No i często nie oczekują już wielkich uniesień w życiu i ich nie potrzebują. Osobiście znam takie jedno. I tam jest dobrze. W innym przypadku lepiej się rozstać, gdy dziecko jest b. małe. Podobno najlepiej dzieci znoszą to do 4 roku życia.
A Ty Chwilo Zapomnienia albo jesteś w krótkim związku do lat 4-5 albo jesteś osobą monogamiczną (to chyba najlepszy materiał na partnera w związku). Jednak życie i badania pokazują, że większość z nas to poligamiści. I gdzieś tam tkwi w nas instynkt posiadania kolejnych , często równoległych partnerów. I jak pisałam - od wielu czynników zależy czy ulegniemy temu instynktowi, zauroczeniom i potrzebom kolejnych emocji czy nie. Cym związek dłuższy, tym więcej po drodze nadarza się okazji, tym więcej spotykamy ludzi, którzy nam się podobają. Wszędzie media pokazują a nawet podziwiają zmiany związków, liczne zdrady. Jest propaganda, że najważniejszy jestem ja i moje szczęście osobiste. To precedens w historii kultury. Dotychczas moje szczęście i ja w kulturze nie było najważniejszym czynnikiem. Czy to dobrze, czy źle, nie będę się wypowiadać, bo nie chcę tu prowokować kolejnej dyskusji, zwłaszcza, że czym młodszy człowiek, tym bardziej jest tmy nasiąknięty. Świat Europy i Ameryki, to świat egotyzmu, szukania często tanich i płytkich rozkoszy. Już rzadko ktoś myśli i przeżywa katharzis pod wpływem literatury czy sztuki. Filmy jeszcze jakoś niektórych pobudzą do myślenia czy podziałają oczyszczająco (myślę o filmach w stylu Gandhi i innych z pozytywnymi przesłaniami). Jednak i filmów takich jest coraz mniej, bo świat ekscytuje się brutalnością, patologią i zawieruchą emocjonalną.
A jednak trochę się rozgadałam. Kończę ten przydługi wywód i naprawdę życzę udanych związków i czasu na myślenie i przeżywanie w sobie świata a nie tylko pędzenia w dniu codziennym. To coraz trudniejsze
chwila_zapomnienia
2007-11-23
11:03:24
Email
Kurcze widze ze temat zalozonego przeze mne watku zszedla na bardzo powazne problemy i teraz glupio mi poruszyc moj problem, ktory w zderzeniu z tym co czytam jest tak naprwade bardzo blachy. Moze jak sie troche rozluzni to jeszcze raz zagadam z moimi rozterkami ;)
Goga66
2007-11-23
11:07:22
Email
Nie ma błahych problemów. Każdy z problemów, jest trudny dla kogoś. Jeśli komuś ucięło palce, to nie znaczy, że mniej cierpi niż ten, który stracił nogi (sorry za brutalny przykład ale tylko taki mi do głowy przyszedł)
pinkie
2007-11-23
11:15:42
Email
Te Wasze wywody dają do myślenia. Nakłaniają mnie do spojrzenia wgłąb siebie i wywołują pragnienie dążenia do ideału. Chcę być dobrą żona i matką, córką i synową, chcę być dobrym człowiekiem. Dziękuję wam za kolejną budującą dyskusję. Naprawdę czytam z zainteresowaniem.
pinkie
2007-11-23
11:21:37
Email
Jeżeli chodzi o zdradę, może powinnyśmy założyć, ze wcześniej czy później zostaniemy zdradzone? Kiedyś rozmawiałam o tym z mężem i doszliśmy do porozumienia, ze o jednorazowej przypadkowej zdradzie wolimy nie wiedzieć (i postanowiliśmy nie informować o tym, gdyby kiedykolwiek się zdarzyło), a jeżeli chodzi o dłuższy romans, to ani ja ani on nie chcemy być oszukiwani. Ale to tak łatwo teoretyzować, nie wiem jakbym sie zachowała, gdybym sie dowiedziała, ze mnie zdradza, a jeszcze - co gorsza, ze kogos sponsoruje (brrrrrrrrr) lub ma płacić alimenty
Wikusia
2007-11-23
11:26:54
Email
A ja wlasnie tak jak napisala Pinki pragne byc dobra matka, zona, tesciowa ... i wszystko na raz. W koncu tyle sie slyszy na okolo, ze tamci sie kloca, inni udaja kochajaca sie pare a w domu malo co sie nie pozabijaja. A tak naprawde jak sie czlowiek wiaze z drugim i kocha go to chyba powinien dazyc do tego zeby przynajmniej starac sie stworzyc moze nie idealny ale prawie idealny zwiazek a nie z dnia na dzien tylko sie niszczyc. Ja juz dawno sobie postanowilam, ze bede sie starac zeby bylo jak najlepiej, dla mnie dla meza i maszej corki.
Goga66
2007-11-23
11:38:58
Email
Pinkie - stawiasz sobie wysoko poprzeczkę :) Myślę, że Ci się to uda. Tylko podejdź do tych zamierzeń na luzie, bo są naprawdę ambitne i lepiej żeby Cię nie powaliły swoim ciężarem jak za bardzo przyspieszysz :)))). Jesteś osobą bardzo inteligentną. wydaje mi się, że poprzez wewnętrzny rozwój duchowy, intelektualny, rozwijanie wrażliwości, otwarcie na różne aspekty życia najlepiej jest osiągać takie cele (nie mówię tu o religii, bo duchowość nie musi być z nią ściśle powiązana). Myślę, że wiesz o co mi chodzi, bo to trudno wyrazić. Człowiek rozwinięty na każdym poziomie niekoniecznie materialnym i nie tylko intelektualnym (zresztą i prosty człowiek może być KIMŚ WIELKIM) samoistnie staje się takim wzorcem we wszystkim. Tylko, że to niełatwe. Trzymam kciuki. Ja nie pragnę che, che być dobrą synową... ale też chciałabym osiągnąć wysoki poziom człowieczeństwa a na razie pełzam raczej niż unoszę się nad powierzchnią. Chciałabym żeby Zu miała odpowiednią matkę - wtedy i jej będzie łatwiej stać się CZŁOWIEKIEM. Pozdrawiam serdecznie
marta0309
2007-11-23
11:53:39
Email
ja tez chce byc dobrym czlowiekiem i na razie zdrady mi nie w glwoie.ja tak ja Maribelle postrzegam małżenstwo.przysiega to przysiega wiec trezba robic wszystko zeby jej dotrzymac:) mam nadzieje ze sie na tym nie przejade....
pinkie
2007-11-23
12:53:23
Email
Właśnie o rozwój duchowy mi chodzi. Od niego zależna jest nasza aura. Trochę się tym interesuję. Nie zrozumcie mnie źle, nie o to mi chodzi, zeby być najlepszą matką, żoną itp, ale zeby nie ustawać w dążeniu do ideału, starać sie poszukiwać w sobie człowieka, a może i Boga (w końcu na jego obraz zostaliśmy stworzeni).Goga, dzięki za uznanie mojej inteligencji, ale wiesz co, nie cierpię jak mi to mówią :) Ja wcale sie taka nie czuję. Inteligencja nie jest dla mnie znaczącą wartoscią. Uduchowienie - owszem ;) Takie rozmowy przypominają mi o tym, co naprawdę w życiu ważne. Jeszcze raz wyrażę swój wielki szacunek dla tego forum. Jesteście naprawdę fajnymi kobitkami.
Wikusia
2007-11-23
13:00:34
Email
Tak wracajac do temat zdrady, to moja mama mi kiedys powiedziala tak, ze jak mezczyzna pojdzie na bok, ale tylko raz i wroci do domu to tak jakby wzial miesa, gorzej jak bedzie prowadzil dwa zycia i kupowal na swieta te same prezenty, to juz inna sprawa. Wiec jak kiedys zrobi skok w bok to mam sie nie przejmowac bo wtedy facet nie mysli mozgiem tylko dolna czescia ciala. Ale tak szczerze powiedziawszy, to nie ma znaczenia, a co by bylo gdyby mu sie spodobalo i zaczal czesciej robic sobie takie wypady, dla mnie zdarada to zdara, bojetnie czy raz czy przez dluzy czas z ta sama osoba, wtedy jest koniec i nie ma o czym mowiec. Nie wiem czy dobrze bym zrobila w takiej sytuacji, ale naleze do osob ktore czegos takie by nie wybaczyly i chyba wolalabym troche pocierpiec i pozniej zapomniec niz meczyc sie przez reszte moje zycia ze swiadomoscia co on zrobil.
pinkie
2007-11-23
13:12:51
Email
Wikusia, to też zależy od poziomu tolerancji w małżeństwie. Ja tez już pare razy słyszałam, ze jeden przygodny stosunek z inną kobietą jest dla faceta jak wypróżnienie. Ale nie chciałabym się o tym dowiedziec. Osobiście wiem, ze nie nadaję się do tolerowania długotrwałych romansów męża, jak i do tego, żeby być żona mężczyzny, który płaci alimenty. Złość i zazdrość by mnie zeżarła. POdziwiam kobiety, które to znoszą - ja nie potrafię.
Goga66
2007-11-23
16:09:19
Email
Pinkie - ja też podziwiam takie kobiety. Ale sądzę, że to kobiety, które nie chcą z wygodnego układu odejść a mąż jest im całkiem obojętny. Więc niech się bawi byleby do mnie się nie wtrącał. Myślę, że wiele kobiet przekonanych o wierności męża nie wie o pojedynczym skoku w bok i odwrotnie. Nie uważam tego jednak za OK ale człowiek jest tylko człowiekiem. Jest jeszcze pytanie, co to jest niewierność, bo znam ludzi, którzy uważają za większą zdradę zauroczenie kimś niż skorzystanie z czyjegoś ciała. Rozróżniają nic dla nich nie znaczącą niewierność fizyczną od znaczącej niewierności emocjonalnej. Z doświadczenia wiem, że trudno tak całkiem przebrnąć kilkanaście lat nie poddając się w ogóle urokowi jakiegoś jeszcze mężczyzny, eh...
Co do inteligencji i rozwoju duchowego. Kiedyś ludzie instynktownie to robili - na wsi obcując z przyrodą i żywiołem - nawet Ci prości. W dzisiejszych czasach przydaje się wysoka inteligencja choćby po to, żeby dostrzec tę potrzebę rozwijania się i zauważyć, że jest coś poza markowymi, ciuchami i duperelami czy rosnącym kontem w banku. Czego jesteś sama Pinkie najlepszym przykładem ;P
Julia
2007-11-24
18:02:07
Email
Bardzo ciekawy temat, też sobie lubię tak podyskutować, tylko tyle już napisałyście, że odnieść się do wszystkiego nie sposób, a czasu mało :o( Napiszę więc tylko kilka rzeczy: Goga zgadzam się z Tobą w wielu kwestiach a przede wszystkim poruszyło mnie to co piszesz o dzisiejszym świecie, o jego płytkości, powierzchowności. Ja też to często zauważam i drażni mnie to bardzo i jakoś mi tak żal, że ludzie zmierzają w takim kierunku - łatwo, szybko i przyjemnie, a potem zapomniec i nie zastanawiać się. Przyznam że często wśród moich znajomych czuję się jak jakiś diznozaur z takimi my`ślami, choć mam dopiero (a może nie dopiero) 27 lat. Jakieś dziwne uczucia we mnie wywołuje obraz rzeczywistości i to, jak niewiele koleżanek w moim wieku ma dzieci, myśli poważnie o rodzinie itp. Większość upaja się randkami, kupowaniem ciuchów i mieszka sobie wygodnie u rodziców. A dzieci - mówią że wtedy, kiedy będą mieć duuużo kasy. Naprawdę mnie to czasem przeraża, bo czuję, jakby ta kasa była najważniejsza, jakby najcenniejszą rzeczą jaką możemy dać dzieciom były zabawki. Mogłabym tu wiele napisać, \ale to chyba nie jest temat tego wątku. Co do małżeństw, my mamy na razie krótki staż, bo 4 lata, ale na razie zaliczam nasz związek do tych udanych i to bardzo. Gdzieś już pisałam, że dla mnie podstawą udanego związku jest rozmowa i obgadywanie wszystkich problemów na bieżąco a także przyjaźń. Mogę powiedzieć że mój mąż jest moim najlepszym przyjacielem i nie ma na świecie drugiej osoby, która tyle o mnie wie co on. Oczywiście też przechodziliśmy cięższe chwile, głównie chodzi mi o docieranie się wzajemne, bo ja jestem raczej dominującym typem, ale taki skomplikowanym, bo jednocześnie potrzebuję zdecydowanego, potrafiącego mnie zdominować faceta (wtedy jest dla mnie atrakcyjny i mi imponuje) a mój mąż raczej należy do tych łagodnych. Wiele razy się o to spieraliśmy, ja nie raz zmieszałam go z błotem, bo wydawał mi sie mięczakiem, a potem wielu słów żałowałam. Zawsze przepraszałam oczywiście i mówiłam, skąd to wszystko, dlaczego, on wiedział o co mi chodzi i mówił też, co jemu przeszkadza. I tak jakoś nawet nie wiem kiedy, kłótni było coraz mniej. Ja złagodniałam, mąż stał się bardziej stanowczy, teraz uważam że super się dopasowaliśmy i zmieniliśmy, ale to głównie dzięcki temu że mówiliśmy otwarcie o co nam chodzi - sytuacja była cały czas jasna. Zresztą ja mam jakiś naturalny dar umiejętności rozmawiania, mówienia o wszystkim i chyba motywuję tym meża do mówienia (choć czasem on ma dosć tego mojego analizowania wszystkiego :o)) Na szczęście on nie jest typowym facetem, zamkniętym w sobie, potrafi też rozpocząć rozmowę gdy coś nie gra, co mnie bardzo cieszy. Myślę też że bardzo ważne w związku jest, żeby umieć powiedzieć przepraszam gdy się coś spieprzy, przyznac się do błędu i wyjaśnić dlaczego się tak zrobiło. Co do zdrady, ja kiedyś zdradziłam (tzn nie poszliśmy na całość, były pocałunki i pieszczoty) mojego chłopaka, z którym byłam 4 lata, a byłam wtedy smarkata, bo miałam 21 lat zaledwie. Uważam teraz że to przez to, że nie rozmawialiśmy i pewien problem narastał. A ja nie mówiłam, bo po prostu nie byłam wtedy świadoma tego, o co mi właściwie chodzi. CZłowiek z wiekiem nabiera niestety mądrości i lepiej potrafi wyrazić o co mu chodzi. Związek się rozpadł i teraz jestem z tego powodu bardzo szczęsliwa, choż żałuję że rozpadł się w taki sposób. Ale wiem, że tamto doświadczenie mnie nauczyło czegoś i teraz sto razy bym się zastanowiła zanim bym zdradziła. Swojego męża jestem raczej pewna, choć 100% pewności nigdy się nie ma. Mam tylko nadzieję, że nie obudzę się pewnego dnia z tego szczęścia oblana wiadrem zimnej wody. I mam nadzieję, że będzie nam zawsze ze sobą dobrze, choc` wiadomo że w związku przechodzi się przez różne okresy, kryzysy. Myślę, że trzeba też mieć swiadomość, że to co jest między ludźmi się zmienia i nie mozna cały czas oczekiwać stanu euforii. A jak jest źle to trzeba się z tym zmierzyć a nie poddawać od razu. Gdyby mnie jednak spotkała zdrada to naprawdę nie wiem co bym zrobiła. Teoretycznie powiem, że bym odeszła, a w praktycxe to wiecie wszystkie jak to wygląda, jest wiele rzeczy, które komplikują taką podjęcie takiej decyzji. Wiem, że na pewno nie jestem osobą, która potrafi udawać, że jest ok, więc podejrzewam, że gdybym miała żyć z mężem po zdradzie, to zgotowałabym moim dzieciom prawdziwe piekło. Jestem szczera do bólu i straszna ze mnie ekstrawertyczna, więc pewnie najlepsze by było rozejście się. No ale jak napisałam, oby mnie to nigdy nie spotkało, ani żadnej z Was. Przepraszam za literówki, ale szybko piszę i nie mam czasu poprawić :o( To tak "skrótowo" co myślę :o)
chwila_zapomnienia
2007-11-24
18:59:54
Email
Widze ze do tematu dolacza sie coraz wiecej dowiedczonych kobiet. Uciekl gdzies w toku tych bardzo ciekawych dyskusji moj watek, wiec jak nie macie nic przeciwko temu to chcialabym do niego powrocic. Otoz od jakiegos czasu Tomek (moj chlopak) jest strasznie przemeczony i nie kochamy sie juz tak czesto i nie jest to juz tak namietne jak kiedys, nie chcialabym go zdradzic,ale same wiecie ze potrzeby sa. Chcialabym zeby Tomek czerpal znowu radosc z seksu tak jak dawniej.Nie wiem co robic, bo wiadomo ze sex nie jest najwaznieszy,ale przeciez jak problem bedzie narastal to w koncu moze osiagnac takie rozmiary ze przerosnie nasz zwiazek.Chcialabym zeby byla na to jakas recepta. Cos sie musi zmienic bo inaczej zwariuje,hormony mi zaczynaja szalec. Zaczelam juz szperac po internecie i szukac jakis preparatow ktore przyczynia sie u Tomka do ozywienia checi na sex. Znacie cos takiego? Tylko zeby to byl jakis naturalny produkt, jakis suplementy diety. Wydaje mi sie ze jest to najzwyklejsza w swiecie fizyczna niedyspozycja, ktora moznaby rozwiazac wlasnie jakis suplementem, a pozniej juz moze by sie rozkrecil. W koncu czlowiek to nie robot i odczuwa czasem zmeczenie i trzeba go jakos zregenerowac. Temat jest o tyle drazliwy, ze w tych sprawach faceci nigdy nie chca slyszec o tym ze cos z nimi nie tak, bo zawsze wypieraja problemy i udaja ze ich nie ma, albo ze sami sobie z taka fizyczna niedyspozycja poradza. Ja nie mam do niego pretensji, ale sama nie wiem co robic, tak jak mowie, zaczynam wariowac. Samo przytulanie mi juz nie wystarcza.
Julia
2007-11-24
20:40:51
Email
Chwilo zapomnienia niewiele można wywnioskować z tego co piszesz, ale wyglada na to, że Twój chłopka ma jakiś problem, dlaczego go o to po prostu nie zapytasz? Tzn nie w ten sposób, żeby od razu poczuł się przyparty do muru, tylko że widzisz że coś jest nie tak, Ty nie czujesz się tak jak dawniej i chcesz pogadać. A może też jest tak, że te pierwsze uniesienia są już za Wami i teraz już będzie inaczej. Tak jest chyba w każdym związku bo nie wierzę że ktokolwiek po iluś tam lat zwiazku przeżywa takie same dreszcze emocji jak na początku. Trzeba zdać sobie sprawe z tego że miłość i relacja między ludźmi się zmienia. I od dwojga ludzi zależy czy to zaakceptują i będą dalej dbac o swój związek, godząc się z tym że nie jest tak jak na początku (za to jest cała masa innych waznych rzeczy, które mogą naprawdę zbliżać i łączyć ludzi) czy rozejdą się i będą szukać nowych wrażeń. Tak czy inaczej rozmowa na pewno się przyda w rozwiązaniu Waszego problemu. A tak na marginesie, sex to nie jest ciągłe bycie na wyżynach uniesień, zdarzają się też dołki, gorsze chwile, brak chęci, wręcz niechęć do partnera i decydując się na poważny i dłuższy związek trzeba sobie zdać z tego sprawę i to zaakceptować.
Julia
2007-11-24
20:53:31
Email
A jeszcze chciałam napisać kilka słów do tych z Was, które niestety doświadczyły zdrady. Przyznaję, że ten wątek mnie też dał wiele do myślenia, nawet skłonił mnie do rozmowy z mężem, i w ogóle chodzi mi to po głowie od kilku dni. Już siadałam kilka razy przy kompie żeby coś napisać, ale to zbyt poważny temat, żeby pisać coś pomiędzy zmianą pieluchy a gotowaniem obiadu. Trzeba jednak zebrać myśli i się skupić. A chciałam napisać, że mi też właściwie trudno określić jakie uczucia wywołują we mnie Wasze postawy. Na pewno wycierpiałyście sporo i na pewno czuję jakiś podziw, ale zmieszany z dużym współczuciem i żalem. Zastanawiam się, jak by to było ze mną, gdyby mnie mąż zdradził. Zastanawiam się, co Wy czujecie tak na co dzień? Jak to jest być blisko z kimś i jednocześnie być tak przez tę osobę zranionym? Pytam o to, bo ja jestem taka, że przy byle sprzeczce duszę się po prostu, jeśli nie pogadamy, nie wyjaśnimy, kompletnie nie potrafię normalnie funkcjonowac i normalnie odnosić się do męża, jeśli coś jest niewyjaśnione. A Wy musicie (chcecie) normalnie funkcjonować z jednoczesną świadomością, że zostałyście tak skrzywdzone. Jak Wam się to udaje? Dla mnie to jest niewyobrażalne. Albo np. sex (oczywiście nie jest najważniejsze, ale piszę akurat o tym bo to największa bliskość jaką się ofiarowuje drugiej osobie). Przecież to kobietom o wiele trudniej jest oddzielić sex od miłości. Muszą mieć odpowiedni nastrój itp. Ja nie wyobrażam sobie zmuszać się do seksu, bo mąż tego chce, piszę szczerze że nie zdarzyło mi się to chyba ani razu w tarkcie naszego małżeństwa, a mąż ma większy temperament ode mnie. Do tego w obu ciążach nie miałam kompletnie na nic ochoty i kochaliśmy się może z kilka razy. Mąż był cholernie wyrozumiały, choć wiem, że było mu ciężko i były trudne momenty. Ale nie zrobiłam tego dla niego, bo takie coś nie leży w mojej naturze. No i moje pytanie do Was, jak Wy to robiłyście, że potrafiłyście przymknąć oczy na to co się stało i być blisko ze swoimi meżami? Naprawdę zastanawiam się jak to jest i domyślam, że to bardzo wiele kosztuje. No ale sex jest tylko takim przykładem, a chodzi mi o wszystkie aspekty wspólnego życia, jak to jest tworzyć rodzinę z kimś, kto zranił? Rozmawiać z nim na co dzień, mieszkać pod jednym dachem, spać w jednym łóżku, mieć milion wspólnych spraw? Wiem, że zadaję bardzo osobiste pytania więc nie nakłaniam nikogo do zwierzeń na siłę, ale jeśli chcecie i możecie to odpowiedzcie na moje pytania.
Wikusia
2007-11-24
21:24:19
Email
Julio zadalas bardzo interesujace pytanie, ktore i ja sobie kiedys zadawalam i o nim myslalam, choc nie napisalam tego na forum lub balam sie go napisac, ale tez jestem bardzo ciekawa czy ktos sie odezwie i zaspokoi ludzka ciekawosc.
Julia
2007-11-25
09:31:42
Email
Wikusiu muszę trochę sprostować, bo ja nie chcę, żeby to wyglądało tak (choć oczywiscie nie krytykuję tego co napisałaś, ale myślę że tak to mogło zabrzmieć) że ktoś ma zaspokajać moją zwykłą ciekawość. To zbyt poważny i zbyt bolesny temat dla kobiet, które zostały zranione. Więc dziewczyny ja absolutnie nie chcę włazić buciorami w Wasze prywatne sprawy i najbardziej osobiste i intymne odczucia. Nurtuje mnie to z uwagi na powagę sprawy a nie ze zwykłego wścibstwa (Wikusiu nie sugeruję, że Ty jesteś, tylko może trochę niefortunnie ujęłaś to co chciałaś napisać). Jak już napisałam to delikatna sprawa i nikogo do zwierzeń nie zamierzam zmuszać.
polishgirl
2007-11-25
11:16:10
Email
Chwilo zapomnienia, pamietam jak kilka lat temu mój mąż tez miał taki problem. nie bardzo miał ochote na seks. ja oczywiście przypisałam to sobie, że pewnie mu sie juz nie podobam i nie pociagam go. W końcu szczerze porozmawialismy i mąż poszedł do lekarza, zrobił badania i okazało sie , że ma za wysoki cholesterol, co ma wpływ na słabszą kondycję i za niski testosteron, wiec i zainteresowanie seksem mniejsze, po prostu ze zmęczenia. Dostał jakies tabletki, niestety nie pamietam dokładnie , chyba Penigra i jakies jeszcze. Problem zniknął. Teraz czasem zdarza sie tak, ze jak juz zaczynamy sie kochac, to mąż pomysli sobie w duchu żeby tylko nic sie nie stało, żebym dał radę, bo jest tak extra, no i masz babo placek, zaraz mu wszystko opada hehehe. A mi opadaja wtedy checi, no ale staram sie wszystko naprawic i juz jest swietnie. A jesli chodzi o zdradę i ta dyskusję, to zdałam sobie sprawę, że świat i ludzie nie są idealni. Przeraża mnie to, że tylu ludzi zdradza. Mąż kiedys przeczytał artyku że 60 % dzieci nie jest z małżeńskiego łoża. To jest przerażające. A 40 % populacji zdradza swoich partnerów. Straszne , ale niestety prawdziwe. I tego własnie sie obawiam, chociaż ufam mężowi, staram sie aby w naszym związku kwitło, to jednak najnormalniej w swiecie sie boję. Tymbardziej , że mąż ma pracę taka , że czesto wyjeżdża na delegacje i szkolenia. Ale wierze i jestem tej mysli ze mnie nie zdradzi. Będę sie o to zawsze modlic i powtarzać sobie że tak właśnie bedzie. Wiec BĘDZIE !!!
chwila_zapomnienia
2007-11-25
17:44:27
Email
Tez o tym myslalam, ale Tomek nie chce nic slyszec o pojsciu do lekarza. Chodzi mi tez po glowie jakis preparat, ktory przyczynilby sie do poprawy jego kondycji. O uszy mi sie obila nazwa INTIM-X.To jest podobno naturalny suplement diety,wiec moze Tomek nie mialoby nic przeciko. Czy slyszalas moze o czyms takim?
Goga66
2007-11-25
22:15:54
Email
Julio - odpowiem jak będę mieć dłuższy moment czasu :)
chwila_zapomnienia
2007-11-26
10:36:02
Email
Dzis po pracy chcialabym wybrac sie do apteki zakupic wyzej wspomniany produkt. Jezeli ktos mialby cos do powiedzenia na ten temat to bylabym bardzo wdzieczna. Dzieki, czekam.
Goga66
2007-11-26
10:54:38
Email
Polish - 60 proc. dzieci z nieprawego łoża to raczej kaczka dziennikarska. W niektórych krajach to ogromna liczba - co czwarte, w Polsce zdecydowanie mniej ale zdradza faktycznie ok 60 proc. kobiet i 90 proc. mężczyzn. Ale dane mogą być niedokładne, bo kobiety mają skłonność do ukrywania a mężczyźni do przechwalania się
Goga66
2007-11-26
11:01:28
Email
Chwilo Zapomnienia. Ja mogę podpisać się pod wcześniejszym wpisem Julii. Po pewnym czasie w związku seks jest mniej ekscytujący (chociaż bywają wyjątkowe pary). Wtedy ujawnia się czasem dysproporcja w potrzebach seksualnych. Nie wiadomo, jak duże są Twoje? Może masz wyjątkowo duże. Codzienne dla wielu ludzi są po prostu zbyt częste. Dużo par współżyje 1-3 razy w tygodniu a są takie, którym naprawdę wystarcza jeden raz w miesiącu. Ludzie obecnie rzadziej uprawiają seks - zwłaszcza Ci z dużych miast pracujący po 10-12 h. Taska praca naprawdę męczy - dochodzi stres. Przyczyn zachowania Twojego chłopaka może być dużo - właśnie jak pisała Polish - problemy zdrowotne, właśnie przemęczenie i stres, spadek atrakcyjności, czy po prostu mniejsze wrodzone potrzeby seksualne. Nie wiem, jak on zareaguje na wspomagacze. Jeśli ma ochotę ale jest zbyt zmęczony, to pewnie pozytywnie, jeśli po prostu w ogóle nie ma ochoty, to może odczuć to jako przymus. Generalnie takie problemy powinni rozstrzygać specjaliści od tych spraw - lekarze, psycholodzy, seksuolodzy albo sama para przez szczere pogadanie. Sęk w tym, że o tę szczerość trudno. Szczególnie panowie nie lubią się przyznawać do kłopotów w tym względzie.
Goga66
2007-11-26
11:18:07
Email
Julio - odpowiem Ci jak wygląda życie po zdradzie - w moim i znanych mi przypadkach. Jak się reaguje pisałam. Na dodatek mnie zaskoczyła moja reakcja. Bo kiedyś myślałam, że trzasnę drzwiami i odejdę w takiej sytuacji. Ale walczyłam i trzymałam się pazurami. Ja jak Ty nie umiem przemilczeć tylko od razu wybucham, stawiam sprawę na ostrzu noża. Dopiero potem było moje odejście, powrót, dalsze problemy. Ale wierzyłam w ten związek, bo wcześniej, jak pisałam, był idealny. Niestety - już nie jest taki ciepły i bliski. Ja mam w sobie dystans. Na początku ciągle powracałam do problemu w kłótniach, wypominałam, złośliwie dogadywałam - związek za każdym razem stawał na granicy rozwodu. Robert miał dość - do dziś odczuwa pewien chłód. Ja gdzieś w głowie miałam poczucie krzywdy i żal do siebie, że okazałam się słaba i nie odeszłam. Gdzieś sprawa zabiła to bardzo głębokie uczucie do męża. Wspomnienia po jakimś czasie blakną jednak zupełnie. Pamięta się ogrom swojego cierpienia ale sama sprawa jest jakby odczuwana jak coś dalekiego i nierealnego. Po kilku latach już wypalił się mój żal - znów budujemy coś cieplejszego, mam jakieś dobre uczucia dla męża ale gorzej reaguję na każdy najmniejszy kryzys, jego zły humor itp. I lękowo i niecierpliwie. Nie mam już tyle tolerancji dla jego wad. Moja była szefowa (lat obecnie 57) została zdradzona przez męża tuż przed porodem drugiego dziecka. Miał na stałe drugą panią. Dziecko urodziło się chore i sama się borykała z leczeniem dużych problemów. Jednak postawiła ultimatum bez awantur i dała mu chwilę czasu na decyzję i wyjazd z tą drugą, z którego wrócił już po jednym dniu. Zrezygnował z kochanki. To jest mądra kobieta, bez awantur przyjęła fakty a potem NIGDY mu nie wypomniała. Są dobrym małżeństwem do dziś. Wtedy mnie przestrzegała, żebym też do tego nie wracała ale ja nie jestem taka mądra i nie umiałam, co przedłużało problemy i powodowało wiele nieprzyjemnych chwil. Postawa mojej szefowej jest chyba najlepsza. Albo odejść albo z godnością przyjąć fakty, rozwiązać problem i nie wracać do niego. U nas już jest dobrze ale z postawą Wandy byłoby pewnie lepiej i szybciej. Jednak ja potrzebowałam chyba mścić się w jakimś stopniu na mężu, chciałam żeby też cierpiał, żeby jakoś płacił. To jednak chyba nie ma sensu, bo człowiek mści się też na sobie nie dając sobie też spokoju i relaksu w codziennym życiu. Pozdrawiam
chwila_zapomnienia
2007-11-26
11:22:51
Email
DOKLADNIE. Wlansie o to chodzi, ze on nie widzi problemu i zawsze jak tylko porusze ten temat to sie denerwuje i zmienia temat. Dlatego tak sobie wykombinowalam ze taki produkt jak intim-x, ktory jest naturalny moze nie zdenerwowalby go tak bardzo. Bo to nie jest chyba jakis klasyczny dopalacz z jakimis chemikalami, ktory sztucznie pobudza. Chyba nie zaszkodzi sprobowac.Myslalam ze moze ktoras z was kiedys probowala cos takiego i moglaby podzielic sie spostzezeniami.
Goga66
2007-11-26
11:33:13
Email
Ja nie próbowałam - a jak mu wytłumaczysz, że ma ten środek brać? nie wiem, co to jest i czy naprawdę działa, czy to po prostu kolejny przereklamowany lek.
Jeśli on nie widzi problemu, pomimo, ze dla Ciebie to spory problem, to coś nie tak jest z komunikacją między Wami. Oboje nie bierzecie pod uwagę swojego zdania i potrzeb. Powinniście wypracować jakiś kompromis. Bo albo on ma problem i nie jest szczery albo musicie z potrzebami spotkać się po środku. W każdym razie musisz pogodzić się z tym, że przez całe życie raczej nie utrzymacie początkowego poziomu aktywności seksualnej we dwoje.
Goga66
2007-11-26
11:38:41
Email
Zresztą jeśli on ma poważniejsze problemy natury psychologicznej, czy fizycznej to taki suplement raczej go nie wyleczy. Przy poważniejszych problemach zdrowotnych sztuczne pobudzanie może szkodzić. Niby to ziółka ale zioła potrafią aktywnie wpływać na organizm a poza tym nie pokonają oporu psychicznego, jeśli to w tym problem. Nie wiesz na dobrą sprawę, co mu jest, bo on chyba czegoś nie chce powiedzieć.
Na dodatek związek to subtelna konstrukcja relacji między ludźmi, w której seks jest tylko cząstką a czasem papierkiem lakmusowym ukrytych problemów w samej relacji dwojga.
pinkie
2007-11-26
12:27:36
Email
Coś mi przyszło do głowy. Czy on przypadkiem nie pali papierosów? Bo to też ma wpływ na potencję.
chwila_zapomnienia
2007-11-26
12:28:21
Email
Chyba nie mam nic do stracenia. Pojde dzis do apteki, kupie to intim-x i zobaczymy. Porozmawiam z Tomkiem jak wroci i postaram sie mu wytlumaczyc co to jest i o co chodzi. Moze nie bedzie sie zprzeciwial. Zobaczymy. Napisze jutro jaka byla reakcja :)
Julia
2007-11-27
08:29:03
Email
Goga dzięki za odpowiedź. Rzeczywiście jesteśmy podobne bo ja bym z pewnością podobnie się zachowywała. A mam jeszcze pytanie, czy jak tak się "mściłaś" na mężu to on to przyjmował z pokorą, z postawą że sobie zasłużył i czy żałował tego co zrobił?
Goga66
2007-11-27
09:59:35
Email
O stawiał się. On też ma charakterek. Na początku usiłował uciec od poczucia winy i robił to w mocno nieprzyjemny sposób. Później, przy moich atakach, mówił, poniekąd słusznie - trzeba było odejść jak nie możesz tego do dziś znieść. To Ty jesteś ta pokrzywdzona, do Ciebie należy decyzja. To Tobie związek teraz nie odpowiada nie mnie, więc zastanów się. A potem dochodziło do rozmów o rozwodzie - takich kolejnych silnych spięć ocierających się o rozstanie. Ale wygląda na to, że żadne nie było gotowe i nie chciało się rozstać. Dziś już jest dobrze.
Julia
2007-11-27
11:00:06
Email
Goga nie wyobrażam sobie nawet jakie to wszystko musiało być trudne. I chyba mąż za bardzo Ci tego nie ułatwiał. Chociaż może taka twarda postawa doprowadziła do tego, że szybciej wyszliście z tego. Może gdyby zachowywał się jak zbity pies to dłużej byś się miotała i nie mogła sobie poradzić z tymi złymi emocjami. On chyba jakoś postawił Cię do pionu mam wrażenie. Chociaż nie wiem, czy taka postawa na mnie by podziałała jak na Ciebie. Nie mnie oczywiście oceniać Twojego męża, ale tak ogólnie chyba by mnie wnerwiało gdyby facet zachowywał się tak, jakby nic takiego się nie stało i wymagał ode mnie wzięcia na siebie ciężaru odpowiedzialności za związek i za to co robić dalej. Ja bym chyba jednak wymagała postawy żałowania i przepraszania, choć wiem, że to też nie byłoby dobre. Ach ciężka sprawa, jak widać nie ma w takiej sytuacji absolutnie dobrego wyjścia. Zawsze jakiś niedosyt pewnie pozostaje. Ale dobrze, że Wam się udało i gratuluję Ci siły i życzę dużo szczęścia.
chwila_zapomnienia
2007-11-27
11:17:35
Email
Wczoraj kupilam intim-x i powiem wam ze zadzialal elegancko. Tomek byl wyjatkowo namietny i nie przejawial zadnych oznak zmeczenia. Na poczatku byl bardzo sceptyczny, nie buntowal sie jakos, ale pozniej zaczelsimy zartowac i jakos tak sie nakrecil, bylo naprawde super. Samo to ze kupilam ten preparat, sprowokowalo nas to do rozmow i tak jak mowie pozniej nawet zartow na ten temat. Tomek sie rozluznil, a produkt zrobil tez swoje. Jestem zadowolona.
Goga66
2007-11-27
11:19:07
Email
no wiesz, mnie też taka postawa wkurzała, też oczekiwałam czegoś innego. Nie wiem czy to mi pomogło. Może jeszcze przedłużało sprawę, bo chciałam go chyba zmusić do złamania się. Tylko 2 razy w ciągu całej historii rozpłakał się i okazał żal. Inna sprawa, że gdy zna się człowieka, to wie się ile jest gry, gdzie buta pokrywa lęki i poczucie winy. Jakiejkolwiek postawy by nie przyjął, to trzeba swoje odchorować, bo to jest jak ciężka choroba. A blizna pozostanie, tylko jeśli już nie boli to dostrzega się ją coraz rzadziej.
Goga66
2007-11-27
11:21:05
Email
No to gratulacje Chwilo Zapomnienia. Byle to było trwałe albo przynajmniej doprowadziło do rozmów i decyzji uzdrawiających Wasz związek
Joanna26
2007-11-27
12:53:07
Email
Wiesz Goga,bardzo mi sie podoba fragment,w ktorym pisalas,ze nie potrafilas o calej sprawie zapomniec i jej przemilczec i chcialas,zeby maz tez cierpial,zeby mial za swoje za Twoje cierpienie.Nie przezylam zdrady,ale sytuacje,ktora w pewnym sensie mozna do niej porownac.Moj caly poukladany swiat runal, poczulam sie - no wlasnie - zdradzona i oszukana.Nie moglam w to uwierzyc, poczatkowo zareagowalam ucieczka - liczac na to, ze on sie zreflektuje i naprawi to, co zepsul, nic takiego nie nastapilo,ale jednak udalo mu sie mnie przekonac, ze najwazniejsze,zebysmy jednak byli razem.Latwo mi bylo w to uwierzyc i kurczowo sie tego uczepic, tym bardziej ze bylam w ciazy.Ale nie potrafilam mu wybaczyc (do dzis nie potrafie) i MILCZEC.Rownia pochyla pochylala i pochyla sie coraz bardziej wlasnie dlatego,ze zamiast zapomniec o calej sprawie, ja caly czas podjudzalam go, caly czas poddawalam mu wlasciwy wg mnie sposob, zeby wszystko naprawic.A ze on z niego nie skorzystal - tym wieksza ostatecznie narosla we mnie uraza i niechec.No i te ciagle slowa.Slowa, slowa, slowa. Zlosliwosci, uszczypliwosci - a jestem w tym mistrzynia.Tzn. kiedys nie bylam, bylam cudowna ksieznicza, ale teraz jestem jedza, w pelnym slowa tego znaczeniu.Mysle, ze takie slowa, ktorych byc nie powinno, to wolanie o uznanie tej krzywdy, ktora sie stala i o zadoscuczynienie jej. Ale ich efekt jest zupelnie przeciwny, krzywda nie tylko nie jest zazegnana, ale uraz wciaz sie powieksza. Zal, zlosc, rozgoryczenie. I zloscliwosci, zlosliwosci, zlosliwosci...
Julia
2007-11-27
13:11:53
Email
Joasiu czasem niestety facetowi trzeba powiedzieć wprost o co chodzi, tylko że niestety wtedy takie wyproszone zachowanie wcale nie przynosi ulgi :(
Goga66
2007-11-27
13:27:23
Email
Joasiu - to co przeżyłaś można uznać za zdradę, bo zdrady są różne. Każda jednak pozostawia rany i lepiej by szybko mogły się zabliźnić, bo blizna zostaje ale już nie boli czasem tylko uwiera.
Z tego, co pamiętam w Twojej historii, to problem masz nadal nie do końca rozwiązany. A to jest warunkiem żeby rana zaczęła się zabliźniać. Gotowe rozwiązania, jakie proponujesz facetowi mają to do siebie, że mogą budzić jego opór jako rzecz narzucona. Nie warto więc podsuwać mu rozwiązań tylko raczej powiedzieć czego nie akceptujesz i spróbować zmusić, żeby wyłuskał z siebie propozycje rozwiązania sprawy. Bo zdaje się, jeśli nie mylę historii, to mocno wmieszana jest niedoszła teściowa. Łatwo mi radzić, bo w tym nie siedzę ale za to mogę spojrzeć na spokojnie. Wierz mi, że te kąsania i złośliwości, eh... do niczego nie prowadzą. Facet będzie miotać się wewnętrznie i tyle.
Teoretyzując (bo sama chyba nie umiem ale się uczę) trzeba stawiać sprawę jasno i wymagać dorosłości od faceta - tego żeby wziął sprawę we własne ręce i ją rozwiązał. Nie mówić złośliwie to wyjaśnić, że tak dłużej żyć nie możesz i pozostawiasz mu miesiąc, dwa do znalezienia odpowiedniego rozwiązania. I chwalić, za każdy nawet dobry krok w odpowiednim kierunku. Faceci lubią działać i czuć się docenieni, że ktoś uważa, że potrafią sami sobie poradzić. Może podziała to na jego ambicje?
Polecam dwie książki - jedną pod dość przewrotnym tytułem - "Uległa żona" czy "Żona uległa", drugą: M. Weiner-Davis "Jak zmienić mężczyznę żeby się nawet nie zorientował". Myślę, że to dobre podręczniki dla każdej z żon i powinnyśmy je dostawać w prezencie ślubnym :))) Każda pokazuje, jak z faceta dzieciaka, zrobić dorosłego mężczyznę oduczając się mu matkować, wyręczać i jeszcze złościć się za to na niego, co robi nieświadomie 90 proc. z nas. I jak obie strony zyskują wolność w związku dzięki temu
Zamierzam wrócić do tych książek i chyba zacząć stosować :))) Buziaczki :)))
Joanna26
2007-11-27
14:49:12
Email
Goga, ja bardzo potrzebuje rady, przeciez po to napisalam... Ale rzecz w tym, ze teraz juz sama nie wiem, co mogloby rozwiazac nasz problem.Odkad moj wybranek zmienil sie w zabe, po prostu totalnie mi obrzydl.Na samym dnie serca mam jakies resztki uczuc, ale na co dzień to za malo.I sama nie wiem, czego bym chciala.Chyba, zeby byl taki, jak na poczatku - czuly, kochajacy i wpatrzony we mnie.A taki juz nigdy nie bedzie.I ja tez nie :(
Goga66
2007-11-27
16:19:34
Email
Jak ja to dobrze znam! Każde rozwiązanie wydaje się złe - i pozostanie i odejście. Widzisz - tak będzie do czasu kiedy główny problem się nie rozwiąże pozytywnie. Jeśli nie dojdzie do zdrowej sytuacji rodzinnej (bo chyba w tym rzecz), gdzie ludzie są na właściwych miejscach i we właściwych proporcjach, zawsze będziesz na rozdrożu. Albo musisz uciec z tego albo zawalczyć jeszcze raz o rodzinę i prawidłowy dom. Bo tkwienie w miejscu działa na Was coraz bardziej destrukcyjnie. Ja chyba bym postawiła ultimatum ale nie - albo ja albo teściowa. Tylko - albo rozwiążesz facet ten problem i zaproponujesz takie rozwiązania, żebym się dobrze czuła i żeby nasza rodzina była taka jak wiele prawidłowo funkcjonujących rodzin (i wszystko w Twoich teraz rękach) albo musimy pomyśleć o rozstaniu. Jeśli chcesz mieć normalną rodzinę, to musisz poczuć się do zadbania o samopoczucie też żony a nie tylko mamusi. Ze swojej strony możesz obiecać, że przez ten czas darujesz sobie nieprzyjemne zachowania i złośliwości/ Wydaje mi się (z mojego doświadczenia) że co prawda po rozwiązaniu głównych problemów żaba już nie stanie się królewiczem ale żabę można będzie jeszcze polubić a nawet pokochać trochę i odzyskać do niej szacunek. Mój mąż co prawda nigdy nie poszedł do Kanossy na kolanach ale próbował na swój sposób odzyskać moje uczucie (potrafiłam go czasem zniechęcić zbytnim nastroszeniem, niechęcią i złośliwościami) a teraz widzę, jak się stara zapewnic nam dobre życie choćby pod materialnym względem. Jak kocha swoje dziecko i że w gruncie rzeczy i mnie kocha. nie dostrzegłabym jednak tego, gdyby nie rozwiązał głównego problemu czyli nie skończył z kobietami, czatami i chorymi mejlami. Jak już pisałam - związek już nigdy nie będzie taki jak kiedyś ale każdy związek nie jest taki jak kiedyś tyle, że przez powolną ewolucję a ja musiałam się pogodzić z gwałtowną zmianą. Nie wiem, czy Ci pomogłam tymi rozważaniami. Trudno radzić, kiedy nie zna się obojga ludzi i nie widzi ich na co dzień
Joanna26
2007-11-27
19:46:04
Email
Tak Goga, pomoglas,i to bardzo, bo uswiadomilas mi, czego powinnam od niego wymagac.Bo ja juz naprawde sie w tym gubie.Nie wiem,jak powinno byc,zeby bylo dobrze.Myslalam juz nie raz o pojsciu do poradni malzenskiej,zeby ktos popatrzyl na to z boku i zaproponowal nam jakies konkretne rozwiazania,ale trudno jest podjac taki krok.Myslalam tez o tym,ze sama powinnam pojsc do psychologa,zeby pomogl mi sie uporac z przeszloscia,zebym wreszcie przestala zyc tym,co sie stalo i niszczyc tym terazniejszosc,a zaczela zarabiac na przyszlosc.Ale w pewnym momencie stwierdzilam,mam to gdzies, przez taka babe ja mam latac po psychologach? Niech on idzie i wezmie ja ze soba,przydaloby im sie!Wiem,ze nikt mi nie powie: zrob tak i tak.Ale moze ktos pomoze mi pogodzic sie z tym,co sie stalo i przestac wreszcie o tym myslec.I tak wplywac na rzeczywistosc,zeby bylo przynajmniej dobrze.I zebym przestala byc jedza.O rany,ile zyczen... Buuu, czuje sie fatalnie:((
Goga66
2007-11-27
20:44:24
Email
Poradnia małżeńska to nie jest złe wyjście. Ale żaden psycholog nie pomoże Twojemu partnerowi jeśli on nie będzie przyjmować prawdy, że błędnie podchodzi do życia. Że czas przeciąć pępowinę i największa miłość matki do dziecka, to pozwolić mu odejść a nie owijać pępowiną, która powinna być dawno ucięta. Musi wiedzieć i rozumieć, że coś jest nie tak, żeby zgodzić się na psychologa a potem przyjąć jego sugestie. Ja napisałam, co ja bym prawdopodobnie zrobiła i mam nadzieję, że źle Ci nie doradziłam, bo ludzie są tak różni... Na pewno nie powinnaś w tym dalej tak tkwić. Bo związek się będzie tylko pogarszał. Coś czujesz jeszcze do faceta, to trzeba ratować. Jak poczujesz tylko niechęć i pogardę to będzie za późno. A zamienianie się w jędzę tylko powoduje, że on tym bardziej nie znajduje impulsu do zmian. Bo mamusia jest słodka i kochana a partnerka okropna. I nie widzi, że to on jest wszystkiego przyczyną. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu Ci coś doradzi żebyś miała różne punkty widzenia i opcje.
Joanna26
2007-11-28
13:37:09
Email
No wlasnie... Ja tez staralam sie mu wytlumaczyc, ze on nie jest jej niczego winien,ze ma prawo zyc wlasnym zyciem,bez ogladania sie na nia i jej zwyrodniale poglady.Ale on uwaza, ze matka to matka i trzeba brac ja pod uwage NAWET JAK NIE MA RACJI.Uwaza tez,ze ona jest biedna i samotna,nie ma nikogo, na kim moglaby sie oprzec,ze tylko on stanowi jej oparcie i dlatego musi jej pomagac. Oki, pomagac, zgoda, ale nie pozwalac tak soba krecic!On mysli, ze my (tzn. ja i on) mamy po prostu rozne podejscie do zycia i ze nie jest tak, ze on lub ja nie mamy racji, tylko po prostu myslimy inaczej.Ja mojej mamie powiem,mamo, nie mow tak, denerwujesz mnie takim gadaniem.On w takich sytuacjach milczy pokornie, cokolwiek by uwazal, bo matka to matka.Boze, nie wiem, moze on ma racje?Ja sobie na cos takiego nigdy nie pozwole, ale on, skoro chce, niech tak zyje...
Joanna26
2007-11-28
13:57:41
Email
Jak sie ze soba zwiazalismy i przeprowadzilam sie do jego miasta,mialam zamiar cos wynajac,lub zamieszkac u mojej rodziny.On wtedy stwierdzil,ze jestesmy dorosli i nie ma sie co oszukiwac i stwarzac glupich pozorow.Pomyslalam sobie,kurcze,jaki dojrzaly, madry i niezaleznie myslacy facet!
Pozniej,jak zaroponowalam slub na wiosne,skoro mamy w planach dziecko, uslyszalam: poczekajmy, NIECH SIE MAMA PRZYZWYCZAI.Z madrego i niezaleznego nie zostalo nic.Z perspektywy czasu patrzac to byl moment,ktory pownien dac mi mocno do myslenia i chyba wtedy powinnam sie z tego ukladu wyplatac.Ale bylam zakochana po uszy,on tez,wierzylam,ze to bedzie trwalo zawze, planowalismy dziecko,o ktorym cale zycie marzylam.A potem potoczylo sie tak,jak sie potoczylo.Nie zaluje,bo mam wspaniala, cudowna,udana corke,ktora kocham nad zycie.Ale szlag mnie trafia na mysl,ze nie umiem jej zapewnic tego,czego jej najbardziej potrzeba,czyli kochajacej sie,zgodnej rodziny.A dodajmy,ze jej babcia dotad sie "nie przyzwyczaila" i pewnie nigdy sie nie przyzwyczai.Jej zakochany syn w rozowych okularach raz w zyciu powazyl sie zrobic cos,czego ona nie pochwalala,czyli w bardzo gwaltowny i od razu intensywny sposob zwiazal sie ze mna.No coz,gybym wiedziala,ze oni wystepuja w dwupaku,mocno bym sie zastanowila,ale na poczatku nic na to nie wskazywalo...
Goga66
2007-11-28
15:09:03
Email
Wiesz - jak czytam o tym układzie - mamusia-syn to słabo mi się robi. To jest kompletnie nieprzecięta pępowina. Problem w tym, że syn tego nie widzi. Jemu się wydaje, że jeśli matka jest stara, zmęczona, chora, samotna to on musi robić wszystko żeby jej nie urazić. Nawet kosztem swojego życia i swojej rodziny. Nie chcę być pesymistką ale chyba wstrząs potrzebny albo psycholog albo jedno i drugie. Samo to odkładanie ślubu żeby mama się przyzwyczaiła? Co to - dzikie zwierzę, które trzeba oswajać czy dziecko opóźnione w rozwoju? Jak nie akceptuje Ciebie bo ma taki charakterek, że nawet nie chce Cię dobrze poznać i już odrzuca odgórnie możliwość zniesienia ślubu synka z Tobą, to już nie zaakceptuje. Pewnie żadnej innej też. Chociaż może jakąś supermajętną lub superpotulną zaakceptowałaby... Kto ją tam wie...
Czy nie ma kogoś w rodzinie - JEGO rodzinie - kto mógłby z nim pogadać? Jakaś mądra ciotka, kuzyn czy ktoś taki? Zacznij wymagać grzecznie.,ciepło ale stanowczo a jak nie wyjdzie to chyba musisz zafundować mu terapię wstrząsową. Za chwilę dziecko będziecie wychowywać wg wskazań babuni. Współczuję. On wymaga terapii. Rozumiem jego niechęć do urażenia mamy - ja też tak mam, bo tak jestem wychowana i mój brat też. Ale jak trzeba, to oboje się stawiamy, pomimo, ze nasza mama straciła męża (naszego tatę już kilkanaście lat temu, mieszka sama, czasem źle się czuje). Ale na tyle jest mądra, że nie ingeruje zazwyczaj w nasze życie i mówi, ze to nasze życie i my sami musimy je przeżyć. A jak w czymś się nie zgadzamy, to chociaż trudno nam powiedzieć jej, że nie ma racji - mówimy to. I jakoś jeszcze nigdy w konflikcie nie byliśmy. On ma problem z przełamaniem tych oporów i dlatego pewnie powinno skończyć się to terapią niestety. Trzymam kciuki żeby udało się bez udziału psychologa albo bez rozstania ale tacy faceci to bardzo trudne przypadki
Kamila
2007-11-28
15:40:52
Email
Mam do Was takie pytanie: co Wasi faceci robią w domu? Chodzi mi tutaj o takie rzeczy jak sprzątanie, gotowanie, pranie, zakupy. Mnie mój mąż czasem totalnie rozwala. Potrafi mi wytknąc, że ubrania czy zabawki dzieci są rozwalone ale sam tyłka nie ruszy. On nie gotuje, nie sprząta, nie pierze, odkurzy lub zrobi COKOLWIEK w domu jak mu powiem magiczne słowo ZRÓB.. gdy zapytam czemu sam nie zrobi, to mówi, że jest mało domyslny... a mi ręce opadają.. ostatnio mnie rozwalił.. wysłałam go po zakupy, oczywiście z listą wypisaną na kartce, a on dzwoni do mnie z marketu i pyta: Kamila gdzie stoi bułka tarta... ehhhhh wciąż mi powtarza jaki to On jest zapracowany, że nie ma na nic czasu, że jak przyjedzie do domu to też nie ma chwili dla siebie, bo przecież trzeba zająć się dziećmi, a On chciałby przez 5. minut obejrzeć w ciszy Fakty.. tłumaczę mu, że niestety tak to jest jak jest dwoje dzieci, że ma rodzinę i nie zamknę dzieci w pokoju bo on chce spokoju.. ja nie wiem, czy my nie potrafimy nadawać na jednej fali??? Czy ja już tak naprawdę tak wiele wymagam??? Czy ja muszę byc zawsze pełna werwy, usmiechnięta, pogodna i mieć siły na wszystko??? Dlaczego tak wszystko się zmienia po ślubie??? Wiem, że dzieci wszystko zmieniają.. ale ja czasem patrzę na siebie, na nas z boku.. i nie poznaję ani jego ani siebie.. co się stało??? jak czytam wpisy dziewczyn które piszą: jestem taka szczęsliwa, mój mąż to moja druga połowa.. cholera u mnie jeszcze 3. lata temu tak było!!! Przeglądałam swoje wpisy tutaj na forum z tamtego okresu i jak je czytam to śmiać mi się chce z siebie, że mogłam coś tak idiotycznego napisać! "Tekst: uwielbiam gotować obiadki dla swojego męża" hehh albo mam doła, albo.....................
Joanna26
2007-11-28
15:43:49
Email
Goga,dziekuje Ci za odpowiedzi,naprawde,jestes bardzo cierpliwym sluchaczem(czytaczem:). No coz,dziecka wedlug wskazan babuni wychowywac nie bedziemy,bo ja na to nie pozwole,ja generalnie jestem rogata i to chyba dodatkowo podwyzsza temperature.Pozornie wszystko jest ok,ale mnie pozory doprowadzaja do szewskiej pasji.U mnie co w sercu,to na jezyku,nigdy nie mialam do czynienia z ludzmi,ktorzy zupelnie co innego mysla, a zupelnie inaczej sie zachowuja (skoro ona mnie nie akceptuje,doprowadzila do tego,ze dziecko urodzilo sie bez naszego slubu,to dlaczego chce,abysmy ja regularnie odwiedzali, najchetniej na cale weekedny (po moim trupie!) i udawali szczesliwe stadlo??). Wyobraz sobie, ze ona nigdy u nas nie byla.Moja propozycja zaproszenia jej i moich rodzicow (nie znaja sie!) na wigilie do nas skonczyla sie porazka - on nawet nie umial jej tego przekazac.Ona ma swietna wymowke,bo opiekuje sie chora matka i rzeczywiscie ona nie bardzo sie juz teraz nadaje do podrozy.Ale to wcale nie o babcie chodzi i wszyscy dobrze o tym wiedza.Wrrrrr.....!!!!!!
Joanna26
2007-11-28
15:48:46
Email
Kamila,zaden normalny facet nie znajdzie w hipermarkecie bulki tartej.I smalcu, bo bedzie go szukal przy tluszczach,zamiast przy miesie.Odpowiadajac na Twoje pytanie, co robi: potrafi wszystko i od czasu do czasu to udowadnia.Czasami nawet z wlasnej inicjatywy.Ale ze duzo pracuje,to chcialby wracac do domu wyporzadkowanego,z umytymi garami i wypranymi koszulami.Koszule to nie problem,ale gary juz nieco wiekszy.Natomiast co do porzadkow,to tu sie baaardzo roznimy.DLa mnie wazne jest,zeby bylo czysto,dlatego czesto odkurzam,myje podlogi,scieram kurze.A dla niego wazny jest porzadek wizualny.A ja - no coz, jestem koncertowa balaganiara.Tez wole,jak jest lad i porzadek,ale utrzymanie go zupelnie nie lezy w mojej naturze.
Joanna26
2007-11-28
15:50:01
Email
Ale jego porzadki polegajace na ukladaniu wszytskiego na kupce doprowadzaja mnie do szalu,podobnie jak jego moj balagan.Nie, my zdecydowanie nie jestesmy dobranym stadlem...
Joanna26
2007-11-28
15:51:02
Email
I widzisz,Twoj to chociaz zadzwoni, a moj ani sie w sklepie nikogo nie zapyta (plama na honorze prosic o pomoc), ani do mnie nie zadzwoni, po prostu nie kupi.Wrrrrr....
Strona 4 - poprzednia, 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, następna

Dodaj nowy wpis      Powrót do wybranego działu      Powrót do strony gwnej forum