szukaj zwrotu:       szukaj w:
wybrano:
dział - Matki, żony, kochanki (problemy z dziećmi, mężami i niemężami, teściowymi, pracą, plotki, rady, itp)
temat - jak to bylo...


Dodaj nowy wpis      Powrót do wybranego działu      Powrót do strony głównej forum
Strona 1 - 1, 2, następna
Napisano: Treść:
Asteria
2005-07-23
Email
Zainspirowalo mnie do tego tematu to co napisala Ela i kiedys Punta. Jak to bylo kiedy dowiedzialyscie sie o ciazy? Radosc na dlugo oczekiwane spelnienie czy moze, zaskoczenie i chwile smutku. Ze mna bylo tak. Wyladowalam w Grecji i pozanalam mojego meza... Szalencze uczucie zawladnelo nami bardzo szybko. Wszystko bylo jak w bajce, te same opinie te same slowa wypowiadane w tym samym momencie, po kilku dniach bylam pewna odnalazlam ta druga polowe jablka na tym swiecie! Potem wspolne mieszkanie, wakacje wyjazdy do polski i gdzies po drodze narodzilo sie pragnienie by nadac naszej milosci bardziej dojrzaly ksztalt. Dziecko! Probowalismy a tu nic...Wiec w pewnym momencie poddalismy sie i z ta mysla spokojnie doszlismy do wniosku, ze narazie odpuscimy, mlodzi jestesmy, poczekamy a teraz porealizujemy szalencze plany naszych wypraw! Bo kochamy zwiedzac i byc z dala od ludzi i miast. No i na dodatek rozchorowalam sie na ospe, w morzu dorwalam paskudnego virusa, ktory zainfekowal mi skore...Wszystko przeciw. Spokojnie z myslami skupionymi juz nad planami wielkiej wyprawy poszukiwania zaginionych klasztorow greckich i gorskich wypraw, zapomnielismy o dziecku. Tak naprawde chyba nie bylismy do konca gotowi z jednej strony chcielismy tak bradzo uwienczyc nasza milosc mala kochana osobka o naszych cechach. Z drugiej chcielismy sie jak najbardziej nacieszyc soba nim zaczna sie rodzicielskie obowiazki...!!! Postanowilismy ostatni raz zaszalec nim zaczniemy sie porzadnie zabezbieczac, w sumie to z moich naturalnych obliczen bylismy zupelnie bezpieczni. Dokladnie pamietam ten dzien. To byl dzien dlugo oczekiwanego wyjazdu na Tajetos (spolszczona nazwa) najbardziej mistyczne gory grecji. Chcielismy sie wloczyc od wioski do wioski by w koncu dotrzec do jednego wyczytanego gdzies w podaniach klasztoru. Kiedy pakowalismy samochod, zazartowalam do meza. "Zobaczysz na przekor wszystkiemu teraz zaszlam w ciaze, bo ze mna zawsze tak jest, chce nie ma, nie chce jest" On sie zasmial i stwierdzil ze zapewne, w koncu jestesmy tacy sami i z nim zawsze jest dokladnie tak samo. Smialam sie ale w sercu poczulam dziwne uczucie, radosc i niepokoj. Dlatego zapamietam ten dzien dokladnie. To bylo pod koniec wrzesnia 2004. Potem zaczely dziac sie dziwne rzeczy. Mdlosci, puchlam jakbym miala w sobie za duzo wody. Nastroj wahal mi sie jak szalony, bolaly mnie piersi. Ech i maz w koncu jednego wieczorku szumnie stwierdzil "Chyba jestes w ciazy" Jedlismy akurat kolacje. Zaprzeczylam " No co ty przeciez to malo prawdobodobne" po czym pobieglam do ubikacji bo znow mnie zemdlilo. Jak wyszlam maz smial sie jak szalony. "A okres ci sie przypadkiem nie spoznia?" Zapytal ciagle sie smiejac...No w sumie to sie spoznial, ale co tam dwa dni! Wystarczy troszke stresu albo nasze wyjazdowe szalenstwa i gotowe. Widzac moja zamyslana mine zaczal sie ubierac. "No wkladaj buty jedziemy!" Pogonil mnie a ja nadal zamyslona posluchalam nie pytajac nawet gdzie. Zatrzymalismy sie pod apteka i dopiero wtedy sie ocknelam. Popatrzylam na niego zdziwiona..."Ide po test" oznajmil bez wiekszego "halo". Wtedy mnie zerwalo, zaczelam go pouczac jaki ma wziac zeby byc juz pewnym i wyrzucac z siebie potok slow co powiedziec farmaceucie...Chyba mnie nie sluchal bo byl juz wewnatrz. Kupilismy test, w domu zrobilam go i zamknelam w lazience. Jakbym sie bala ze wyjdzie i oznajmi mi co i jak nim bede gotowa. Potem bylo losowanie kto pojdzie i go przyniesie. Mialam nie patrzec zanim bedziemy razem w lozku, ale mnie podkusilo i z lazienki wylazlam zaryczana. "Jestem w ciazy" wylam a maz sie smial. Potem tulil mnie smial sie, znow tulil...(Jego okres niepojou dopadl pod koniec pierwszego miesiaca, wczesniej 100% eufori, zostanie ojcem.) Ech dziwny to byl moment. Patrzylam na nasze male mieszkanie, na mojego meza, ktory wtedy nie byl mezem, bo slubu nienawidzilismy i od poczatku bylo wiadomo ze milosci nie chcemy zamykac w instytucje! A zaraz potem pojawil sie lek, przeciez chorowalam, co bedzie? I juz na drugi dzien ryczalam bo byc moze kaza mi usunac ciaze! Co oczywiscie nie wchodzilo w gre, bo nie bylabym w stanie podjac tego kroku. Potem wizyty u lekarzy, problemy. W miedzy czasie nas okradli i wrocilismy z mieszkania do domu, bo juz balam sie tam zostac. W sumie dom meza, zapisany na niego, ale zwialismy bo tesciowa w nim mieszkala, a wyrzucic jej nie wyrzucimy... Potem znow padlo pod dyskusje malzenstwo, ze w sumie wypada, bo dziecku z dwoma obywatelstwami, ktorych rodzice zyja w konkubinacie bedzie ciezej. A i mnie biurokracja pozerala, ubiezpieczenia zdrowotne wszystkie wizyty, wszystko utrudnione, bo nie mamy jakiegos glupiego papierka, ze jestem zona tego a tego. Jaky mieli mnie przypisac na wlasnosc. Ale w urzedach jakos nie da sie tlumaczyc "My sie kochamy, bez papiera nalezymy do siebie!" W koncu wyszlam za maz i chyba oboje sie lepiej poczulismy. Nic sie nie zmienilo w sferze emocjonalnej ale kilka rzeczy stalo sie prostsze.Caly okres ciazy ryczalam i lezalam w lozku przez moje problemy. Drzalam gdy robiono mi badania prenatalne, tak panicznie modlilam sie by nasze dziecko bylo zdrowe. Pierwszego dnia plakalam bo balam sie ciazy juz od drugiego plakalam bo balam sie ze w niej nie bede! Kazdego miesiaca truchalam o to malenstwo i tak chcialam juz tylko je przytulic. Gdzies tam przebijal sie lek o to ze nadejdzie wiele zmian, ze nie bylismy jednak gotowi, ale zostal on zagluszony miloscia do nowego zycia!Teraz jak patrze na synka, nie cofnelabym czasu i decyzji za nic...Choc bywa nam ciezko, bo mlodosc krzyczy jeszcze o zabawe ;) Ale nic straconego, jestesmy mlodzi i to wlasnie plus, bo kto teraz jak nie nasz synek, bedzie z nami maszerowal po gorach jezdzil na rockowe festiwale i szlala na morzu, czy z mama w pracy w stadninie! Teraz jest lepiej, bo jestemy w komplecie...No jeszcze nie do konca, w przyszlosci jak Bog da, malutka Viktoria ma pojawic sie na swiecie :) DLatego zycze wszystkim kobiektom i sobie duzo szczescie po drodze do marzen, wiary w siebie i swoja druga polowe, bo milosc jest dzika i czasem rzeczywistosc wypedza ja na kilka chwil gdzies za drzwi. A czasu szkoda na bezpodstawne spory, wiem co mowie :) Wielkiej radosci z dorastajacych pociech! Zdrowia, bo bez niego nie da sie zrobic ni kroku. I w koncu spelnienia marzan, malutkich i tych wielkich. Milosci, bo tylko ona nadaje sens...I pamietajcie, jak to pisal moj ukochany poeta J.Kofta „Trzeba marzyć” Żeby coś się zdarzyło Żeby coś się mogło zdarzyć I zjawiła się miłość Trzeba marzyć Zamiast dmuchać na zimne Na gorącym się sparzyć Z deszczu pobiec pod rynnę Trzeba marzyć Gdy spadają jak liście Kartki z dat kalendarzy Kiedy szaro i mgliście Trzeba marzyć W chłodnej, pustej godzinie Na swój los się odważyć Nim twe szczęście cię minie Trzeba marzyć W rytmie wiecznej tęsknoty Wraca fala po plaży Ty pamiętaj wciąż o tym Trzeba marzyć Żeby coś się zdarzyło Żeby coś mogło się zdarzyć I zjawiła się miłość Trzeba marzyć
Agata
2005-07-23
15:15:45
Email
Oj Asteria...pięknie to napisłaś....
My też bardzo pragnęlismy dzidziusia. Pobralismy się we wrześniu 2003 roku i ja juz chciałam być w ciąży - mąż tez chciał, choc mówił poczekajmy ze 4-5 miesięcy, aż unormuje się nam wszystko (tzn.remont, przeprowadzka no i wiele zmian po slubie...zreszta same wiecie). No i niby mielismy poczekać te kilka miesięcy - ale nic nie robilismy żeby się zabezpieczać. No i co w końcu co miesiąc czekaliśmy na bąbelka.
A tu mija miesiąc za miesiącem i nic. W końcu zaczęłam się niecierpliwic i bać, że być może nie mogę zajść w ciąże. Zaczełam częsciej jeździć do mojej gin, która powiedziała mi, że jeśli jeszcze przez kilka miesięcy nam się nie uda, to zaczniemy dopiero wtedy tym się martwić. A tu ciągle nic i nic. Zaczynałam to coraz bardziej przeżywać i ciągle o tym myślałam.
W końcu postanowiliśmy z mężem, że jedziemy na weekend majowy do Karpacza, żeby odpocząć od tych myśli i od wszystkiego. Mieliśmy wyjechać w piątek...a ja od poniedziałku oczekiwałam na okres i niby był ale nie taki jak zawsze. Coś mnie w nim zaniepokoiło. Ze smutkiem stwierdziłam, że znów się nie udało...ale okres był dziwny- nie taki jak zawsze, tylko lekkie plamienie. W środę wysłałm męża po test - oczywiście tylko po to aby z żalem potwierdzić, że w ciąży nie jestem. Test zrobiłam w czwartek rano, przed wyjściem do pracy i............NIE MOGŁAM UWIERZYĆ.....BYŁY DWIE KRESECZKI. Tak jak Asteria pisała, miliśmy go obejrzeć oboje...ale oczywiście nie wytrzymałam i kuknęłam pierwsza.
Boże jak sie cieszyliśmy...mąż mnie tak wyściskał i już od tego momentu były teksty typu "uważaj, nie potknij sie na schodach, nie dźwigaj torby..."
To było cudowne i nic tego nie przyćmi - nawet to, że prawie całą ciąże przeleżałam w domu i szpitalu. Teraz moje, nasze marzenie siedzi mi na kolankach i jestem bardzo szczęśliwa.
Agata
2005-07-23
15:17:52
Email
Aha i do Karpacza nie dojechaliśmy...bo niestety musiałam leżeć plackiem ze względu na krwawienie...ale co tam Karpacz...ważnieszy był bąbelek.
Asteria
2005-07-25
12:15:01
Email
Dziekuje za mile slowa Agatko, az sie zarumienilam... Pisalam jak czuje :) A tak a propos, to chyba kazdy facet potem choruje na nadwrazliwosc :)... Tego nie rob, to zostaw...smialam sie z meza jak mu mowilam na poczatku ze ciaza to nie choroba. Potem on sie ze mnie smial jak panikowalam i powtarzal to co ja mowilam kiedys :)
ela
2005-07-25
15:19:26
Email
asteria jak będziesz tak pisać to mi kompa w pracy zabiorą bo odrazu płaczę .Ale ja tez nie cofnęłabym czasu za nic mimo że jeszcze nie byłam gotowa.Ale tak jak napisałaś spełniło sie moje marzenie w sylwestra gdy o północy myśli się życzenie na nadchodzący rok ja na balu patrząc na mojego Zbyszka pomyślałam abyśmy w tym roku bylu juz małżeństwem i tak się stało.A on cały czas mówił o dziecku i nawet gdy do mojego pokoju wswawiłam komódke to powiedziałam że w zasadzie po co mi ona i tak nie mam co tam włożyć a on powiedział bedzie dla dziecka i tak sie stało dwa miesiące potem byłam w ciąży a komoda była dla niunia na ubranka.
monga28
2005-07-27
00:27:26
Email
Asteria ,piękne jest to co napisałaś i życzę Ci obyś miała same radosne chwile ,abyś zawsze miała wiele miłości bliskich Tobie osób i wszystkiego co dobre.No i zdrowia dla Twojej rodziny.
Jak to było.......hm niech pomyślę........Było niezbyt fajnie.Młoda jeszcze byłam i nie myślałam ,że zdarzy się coś, co przewróci moje życie do góry nogami.Byłam już jakiś czas z chłopakiem z którym niezbyt nam się układało.Z natury zawsze byłam osobą żywiołową i spontaniczną,często robiłam coś zanim zdążyłam pomyśleć.Nie bardzo mu to odpowiadało ,nie lubił moich znajomych,miał mi za złe ,że nie mam dla niego czasu.Choć dzisiaj jak o tym myślę to z jego strony była to chęć posiadania mnie tylko dla siebie i w pewien sposób kontroli nad tym co robię.To stało się w dzień moich 18 urodzin.Zaszalałam i jak to się mówi straciłam głowę.Rano źle się czułam z wielu powodów.między innymi dlatego ,że nie było tak jak sobie to wymarzyłam.No ,ale stało się.Miesiąc później zaczęłam martwić się spóźniającym się okresem ,a już dwa miesiące później wiedziałam ,że jestem w ciąży.Mój chłopak specjalnie nie przejmował się moim stanem i zmartwieniami.Powiedziałam moim rodzicom o ciąży i chociaż codziennie układałam sobie tekst jak to zrobię ,kiedy mówiłam im o tym ryczałam jak bóbr ,a słowa plątały mi się jak nic.Mama i tata ,wiadomo musieli swoje powiedzieć ,ale wiedziałam ,że mogę na nich liczyć.Zapewniali mi ,że mi pomogą i tak też jest do dziś.Mogę na nich liczyć w każdej sytuacji.A mój facet no cóż,byłam po prostu w ciąży i jakoś to będzie.Jego rodzice chcieli abyśmy się pobrali ,a ja nie bardzo.Ciążę znosiłam ,źle posmutniałam,często nie umiałam znaleźć sobie miejsca.Zastanawiałam sobie czy sprostam temu wyzwaniu.W końcu miałam zostać matką.Ale jakoś to do mnie nie docierało.Coraz częściej kłóciłam się ze wszystkimi i byłam po prostu nie do zniesienia.Myślę sobie teraz ,że moja mama chyba nieźle musiała się wkurzać ,ale nic po sobie nie pokazywała.Znosiła te moje humory.Czytałam różne książki i gazety.Nie mogłam znieść widoku szczęśliwych par,cieszących się z oczekiwania na dziecko lub szczęśliwych rodziców cieszących się maleństwem.Mnie nikt nie przytulał tak czule,no mama tak ,ale wiecie o co mi chodzi.Nie pytał jak się czuję ,co z dzieckiem itd.24 czerwca 1996,kiedy mój chłopak odwiedził mnie (mieliśmy rozmawiać z moimi rodzicami co dalej jak się urodzi dziecko)poszłam do toalety ,zobaczyłam krew i narobiłam paniki, moja mama pojechała ze mną do szpitala ,a mój tata siedział w domu jak na szpilkach i też w końcu przyjechał.Zanim jechałam do szpitala ,znajomi z córką(20 lat) odwiedzili moją mamę,mój chłopak pił sobie z nią kawkę i żartowali sobie.Mówił mi to potem tatuś.Poród był niełatwy,ale przeżyłam.Cała noc ,do południa ,po południu no i 26 czerwca 1996 o 21.45 mój synek był już na świecie.Może to co teraz napiszę nie będzie fajne ,ale ja nie wiedziałam po co ten mały człowieczek tu jest.Patrzyłam na niego i myślałam co ja do niego czuję i nie umiałam znaleźć na to odpowiedzi.Co do mojego faceta ,to odwiedził mnie i widział małego ,położna mu go zaniosła popatrzył na niego chwilę i poszedł do domu.Pobraliśmy się pół roku później.Jego rodzice chcieli żeby dziecko miało rodzinę ,a moja mama mówiła mi ,że jakoś to się ułoży.I wiecie co nic się nie ułożyło.Zamieszkaliśmy razem i poznałam mojego męża.Bardzo lubił sobie wypić i był wtedy bardzo nieprzyjemny.Sama zajmowałam się wychowaniem naszego dziecka i było mi ciężko.Nie będę wam pisała co przechodziłam bo to na inny temat,ale jak mój synek miał 1,5 roku przeprowadziłam się z powrotem do moich rodziców.Wtedy odżyłam,uczyłam się dzień po dniu jak kochać moje dziecko,a może to ono mnie nauczyło tej miłości?Jedno wiem napewno,gdyby nie moi rodzice to bym chyba sfiksowała.Pomogli mi skończyć kursy,szkolenia.Zaczęłam pracować i poznałam mojego obecnego męża.W międzyczasie rozwodziłam się.Kiedy poznałam mojego męża Patryk miał cztery lata.Pokochał mojego synka.Początki były trudne ,bo Patryk był nieufny,ale mój mąż był bardzo cierpliwy.Teraz Patryk ma 9 lat i ma wspaniałego ojca,(dał mu swoje nazwisko)na którego może zawsze liczyć i świetnie się ze sobą dogadują.Chcieliśmy drugie dziecko,a i Patryk chciał rodzeństwo.Kiedy po wielu próbach okazało się ,że jestem w ciąży ,wszyscy szaleliśmy ze szczęścia.Miałam dwóch wspaniałych mężczyzn koło siebie.Mój synek ciągle dopytywał się jak się czuję,czy może coś mi pomóc.Głaskali na przemian mój brzuszek ,Patryk opowiadał bajki swojej jeszcze nienarodzonej siostrzyczce.Ciągle pytał kiedy już ta mała z nami będzie.A jak pojawiła się Martynka mój mąż okazał się fantastyczny,(widzielismy ,że Patryk jest zazdrosny,przychodziło wiele osób zachwycali sie Martynką)zaczął ze swojej strony jeszcze więcej uwagi poświęcać Patrykowi.Dawał Patrykowi do zrozumienia ,że jest bardzo potrzebny i ważny.Wspólnie razem zajmowali się domem i zakupami.Jestem teraz bardzo szczęśliwa .Mam wspaniałego syna,którego kocham nad życie i jestem z niego bardzo dumna.Bardzo dobrze się uczy i jest uczynny ,sąsiadki co i rusz mówią jak to Patryk im pomógł wnieść zakupy,wózek itp.Mam kochanego męża z którym mogę porozmawiać na każdy temat ,zawsze mnie wysłucha ,doradzi.No i mam cudowną córeczkę wnoszącą w nasz dom dużo usmiechu i radości.Jestem spełniona,żyję pełnią szczęścia,mimo trudów jakie nas czasmi doświadczają.Bo mam wokół siebie osoby które kocham i one mnie kochają.Rozpisałam sie trochę.Pozdrawiam was bardzo serdecznie,życząc wam dużo ciepła spokoju i miłości.Cieszę się ,że jesteście.Przesyłam wam mnóstwo buziaczków i sciskam mocno.
Agata
2005-07-27
22:17:26
Email
Ojejku...Monga teraz to mnie łzy poleciały po policzku.
Nie wiem co napisać.......
Napisze tylko to, że bardzo, bardzo się cieszę, że w końcu odnalazłaś swoje szczęście...i bądź szczęśliwa....bo na to zasługujesz. Pozdrawiam sie i mocno ściskam
monga28
2005-07-27
23:34:52
Email
Dziękuję Ci Agatko za miłe i tak ciepłe słowa.
Tobie również życzę wszystkiego co dobre,dużo miłości,pociechy z małej i wiele szczęścia w życiu.
Każda kobieta zasługuje na to by być szczęśliwa,chociaż czasami nie układa się tak jak powinno.Mimo trudności jakie spotkałam ,teraz wiem ,że jestem kochana i doceniana.I tego wszystkiego życzę wam dziewczyny.
Asteria
2005-07-28
07:48:30
Email
Monga, bardzo sie ciesze ze zycie CI sie ulozylo, komu jak komu, ale tobie sie nalezalo! Zadziwnia mnie Twoja pogoda ducha i optymizm , po tym co przeszlas :) Musisz byc bardzo dobra i kochana osobka :) Moze kiedys bedziemy mialy okazje sie spotkac, z tego co pamietam, moze sie myle, mieszkasz w katowicach, albo gdzies nieopodal. Ja prawdopodobnie we wrzesniu pojawie sie w domu. Trzeba obronic dyplom i skonczyc studia...jak sie juz do tego doroslo:)
Beth
2005-07-28
17:14:18
Email
monga28, jesteś niesamowitą kobietą!Popłakałam się czytając Twoją historię i cieszę się strasznie, że dobrze się skończyła. U mnie to wszystko wyglądało zupełnie inaczej.Chyba mam po prostu szczęście.Z moim obecnym mężem byliśmy od 1,5 roku zaręczeni i postanowiliśmy wziąć ślub cywilny, a kiedyś tam kościelny.Mieszkaliśmy wtedy od kilku miesięcy razem, a zarejestrować się w urzędzie mieliśmy po świętach Bożego Narodzenia( tego roku).Nie wiem czy to z powodu "uwicia gniazdka", ale okazało się, że jestem w ciąży.Dowiedziałam się o tym w nietypowy sposób, bo mój Wojtuś stwierdził pewnego dnia:"wiesz co? czuję, że wysyłaś jakieś fluidy- mam ochotę cały czas Cię przytulać i nie odstępować na krok.Jak ja mam pracować? Czy ty oby nie jesteś w ciąży?".Ja nie zauważyłam u siebie żadnych objawów, ale troche mnie to zaniepokoiło, więc od razu poświętach poszliśmy do ginekologa. Bardzo się bałam, bo miałam mnóstwo planów (miałam lecieć na kilka miesięcy do Stanów) a dziecko postawiłoby mój cały świat do góry nogami.O dziwo, kiedy lekarz stwierdził ciążę w pierwszej chwili się niesamowicie ucieszyłam!Sama się zdziwiłam swoją reakcją:-)Zadawałam sensowne pytania lekarzowi zachowując trzeźwość umysłu, ale kiedy wyszłam z gabinetu, tyle emocji sie we mnie kotłowało, że nie dałam rady nic powiedzieć. Uderzyłam w płacz(emocje!:-))i podałam W.zdjęcie"fasolki". No a potem, przez kilka tygodni była naprzemienna radość i strach co to będzie,jak przeżyję poród. Ja panikowałam, a Wojtek był cudowny.Szybko się odnalazł w nowej sytuacji, pocieszał mnie, pokazywał plusy tej sytuacji.Przemysleliśmy to i szybko doszliśmy do wniosku, że tak naprawdę dzidziuś okazał się mądrzejszy od nas, bo sam wybrał najleszy moment na przyjście na świat. Sami byśmy tego lepiej nie wymyślili!Poza tym mój wyjazd do Stanów nie był warty zostawienia takiego wspaniałego faceta na pół roku w pogoni za pieniędzmii wrażeniami, które przecież tak naprawdę co niczym przy tym, co mamy teraz. Przez te całe 34 tygodnie ciąży codziennie cieszę się, że tak się stało.Nie wiem jak będzie później, czy nie będzie mi ciężko, czy nie będe miała dość nieprzespanych nocy i braku czasu dla siebie, ale wiem, że mimo wszystko jestem szczęsciarą- rośnie we mnie zdrowy dzidziuś, a obok mam cudownego mężczyznę, który przez cały ten okres jeszcze bardziej urósł w moich oczach. Kocham go i wiem, ze mogę na nim polegać. A porodu już się nie boję, bo stwierdziłam, że będzie to dar ode mnie dla mojego kochanego męża.Będzie przy porodzie...
Julia
2005-08-02
14:51:26
Email
Kurcze, dziewczyny, niesamowite są Wasze historie. Takie pełne miłości, pomimo czasem złych doświadczeń. Tak sobie myślę, że to forum jest super i na bardzo wysokim poziomie. Nie wypełniają go jakies tam pierdoły i głupstwa, ale naprawdę ważne rzeczy, warte przeczytania. Pozdrawiam Was wszystkie dziewczyny!! A co do mojej historii, to moze nie jest taka porywająca, ale napiszę ;o) Z mężem pobraliśmy się we wrześniu 2004 roku. Ja juz od dawna czułam, jak mój instynkt macierzyński odzywa się we mnie, jak miałam 20 lat, to już bardzo chciałam mieć dziecko, no ale wtedy studiowałam, mój chłopak też, no i nie było w ogóle o tym mowy ze względu na warunki. Zresztą on nie chciał, bo uważał, że jest jeszcze za młody. Nie tylko pod tym względem się różniliśmy, pisałam o tym w innym temacie, więc juz nie będę powtarzać. Rozstalismy się, potem szybko wyszłam za mąż. Mój mąż też chciał mieć dziecko, tym bardziej, że jest starszy ode mnie o 2,5 roku i czuł sie juz gotowy do roli ojca, chociaż oczywiście jak każdego faceta czasem dopadały go wątpliwości. Pobralismy sie we wrześniu, a już w listopadzie postanowiliśmy, że postaramy się o dzidziusia. Chcielismy, żeby wyszło tak, żeby powiedzieć o tym rodzicom w Wigilię Bożego Narodzenia, bo akurat mieliśmy ją spędzić razem. To byłaby na pewno świetna niespodzianka. Kilka dni przed świętami kupiłam dwa testy ciążowe. Jeszcze było trochę czasu do zrobienia ich, ale ze mnie jest czasem taka napalona wariatka ;o) W pierwszym dniu planowanej mies. zrobiłam pierwszy test, ale wyszedł negatywny. Mimo to okresu nie miałam. Postanowiłam więc odczekać trochę i powtórzyć test. Wieczorem jednak, kiedy chciałam sobie go przygotować na rano, nie mogłam go znaleźć. Po prostu gdzieś wsiąknął i do dziś nie wiem, co sie z nim stało. Musiałam go chyba przez przypadek wyrzucić. Ale tak bardzo się uparłam na zrobienie tego testu następnego ranka, że zmusiłam męża do ubrania się i pijechania do apteki. Było wtedy ok 22 wieczorem. A ponieważ był silny mróz, zamarzło nam auto, no i jak to w takich sytuacjach bywa, musieliśmy wchodzić przez bagażnik ;o) A to już nie raz nam się zdarzało. Mąż wszedł pierwszy, bo prowadził, ja za nim. No i tak nieszczęśliwie zamnkęłam bagażnik od środka, że przytrzasnęłam sobie palce. Utknęły na amen między uszczelką a brzegiem klapy bagażnika. Boże, co ja wtedy przeżyłam. Czułam, jak palce mi puchną, wyjąć ich nie mogłam, a mąż nie mógł wysiąść z auta, bo przecież drzwi zamarznięte i trzeba było najpierw auto rozgrzać. Zaczęłam ryczeć, wrzeszczeć, błagać, żeby coś zrobił, bo będą mi musieli palce amputować. A mąż z tego wszystkiego tak mocno kopał w dzrzwi, ze w końcu pusciły i całe szczęście, bo na serio mogło się źle skończyć. Potem sie z tego śmialiśmy, ale wtedy najadłam się strachu. Mimo wszystko pojechaliśmy po test, który rano niestety znowu okazał się negatywny. Nie było więc niespodzianki na święta, ale za to miesiąc później się udało. Jak wtedy miałam robić test, poszłam do łazienki i zamknęłam się w niej. Mąż czekał na zewnątrz, ale w ostatniej chwili, jak zobaczyłam, jak zagląda na mnie z twarzą przyklejona do szyby i rozpłaszczonym nosem, poczułam, że przecież on musi przy tym być. Wpuściłam go więc i razem patrzyliśmy na test. Do dziś się chwali, ze to on pierwszy zobaczył drugą kreskę :o) Pamiętam, że potem siedzielismy sobie na materacach (nie mielismy jeszcze łóżka, w ogóle mielismy prawie puste mieszkanie, świeżo po remoncie i w trakcie urządzania) i długo rozmawialiśmy, jak to teraz będzie. Wybieralismy też imiona ;o) W ogóle to wszystko to było małe szaleństwo, bo wtedy żyliśmy tylko z wypłaty męża, która wynosiła 1000 zł na miesiąc. Nie wiem, jak bysmy teraz dali radę, byłoby ciężko. Chociaż wiele rodzin żyje za takie pieniądze. Ale na szczęście mąż dostał dużą podwyzkę i teraz jest ok. Zresztą, wtedy czulismy, że to nieważne, że najważniejsze, że będziemy mieli dziecko. Ja to wcale sie nie martwiłam, moze niektórzy uznaliby mnie za nieodpowiedzialną, ale ja zawsze miałam takie podejscie, że najważniejsze, co dziecku trzeba dać, nic nie kosztuje. Bo za miłość nie trzeba płacić. Wiadomo, że czasem rzeczywistość bywa ciężka, ale jakos o tym nie myślałam. W ogóle całą ciążę byłam bardzo optymistycznie nastawiona. Nie martwiłam się o dziecko, wiedziałam, że urodzi sie zdrowe i wszystko będzie ok. I tak jest. Mąż miał troche obaw, ale za każdym razem je skutecznie rozwiewałam. Teraz jesteśmy szczęśliwymi rodzicami Bartusia, a za jakis czas, tzn za kilka lat, będziemy się znowu starać, tylko może nie w zimę, żeby auto nam znowu nie zamarzło w nieodpowiednim momencie ;o)
Agata
2005-08-02
22:48:26
Email
Julia ale dałaś mieszankę i smiechu i wzruszenia...cudna opowiesć...i masz racje o dzidzusia starajcie się latem hi, hi:0 Pozdrówka
MoNiSiA
2005-08-03
10:04:52
Email
Hmmm, wypadało by coś napisać o sobie. Wiem, że wzbudzę spore emocje. Był koniec sierpnia. Mój chłopak z którym byłam już ponad rok czasu wyjechał za granicę do pracy. Bardzo tęskniłam i cierpiałam :( Ale musiałam żyć dalej - telefonami, smsami, wspomnieniami. Nie było łatwo. Czas wolno mijał i wkońcu nadszedł rok szkolny. Dla mnie coś nowego, bo była to pierwsza klasa liceum. Byłam przerażona ale i podniecona :) Wszystko o dziwo zaczęło się świetnie układać, szybko się zaklimatyzowałam i miałam dobre kontakty z nauczycielami. Mój chłopak zaprosił mnie do siebie na 2 tygodnie czasu. I choć była już szkoła - moja tęsknota przewyższała wszystko. Wybłagałam wręcz mamę aby mnie puściła. Mama miała wiele wątpliwości, ale zgodziła się. Jechałam z mojego chłopaka brata dziewczyną - też Moniką. Podróż trwała 2 dni ale były to świetne 2 dni, bo liczyłam tylko godziny do spotkania! Promieniałam z każdą przebytą milą. To była dopiero adrenalinka :) Przywitał mnie kwiatami i słodkim całusem. Czego mogłam więcej chcieć? :) Byłam w niebie! Oprowadzał mnie po okolicy i wszystkiego uczył (gdzie robić zakupy, jak się dogadywać, itd). Wiedziałam że tego feralnego dnia przyjazdu mam płodne dni, ale postawiłam wszystko na jedną szalę, zresztą nie czułam i nie sądziłam, że ciąża może mnie dotyczyć! Spędziłam tam cudowne dni i czas. Tak bardzo nie chciałam wracać do domu, tak płakałam w dniu wyjazdu, że aż w autobusie mnie ludzie pocieszali ;) Po powrocie miałam dostać okres. Czekałam i wmawiałam sobie, że to przez zmianę klimatu. Nie wiem co mnie tknęło, ale pobiegłam do apteki i kupiłam pre-test. Zrobiłam go najszybciej jak mogłam, nie czekałam do rana. WYNIK - DWIE BLADE KRESECZKI!!! Nie mogłam uwierzyć, a jednocześnie czułam się szczęśliwa!!! Próbowałam wymusić płacz, ale nie mogłam, ja się cieszyłam! :) Potem wszystko potoczyło się inaczej niż powinno. Chłopak załatwił mi pracę, a ja? Znowu błagałam mamę o to bym mogłam wyjechać, ale teraz już na dłużej...Wmawiałam, że to dla mnie lepszy start, lepsza perspektywa. Chciałam pracować i uczyć się. W sumie moim prawdziwym myśleniem było zarobić pieniądze na maluszka i wrócić. Mama płakała ale wiedziała że nic nie zrobi. To było świńskie ale szantażowałam ją. Pamiętam jej smutne oczy kiedy mnie zawoziła na dworzec! ;( Kiedy mi machała ;( I mojego tatę zatroskanego, który wciąż mnie prosił żebym zadzwoniła jak tylko dojadę! Nie czułam wtedy smutku, że ich zostawiam. Myślałam egoistycznie o sobie i swoim szczęściu! ;( Teraz z perspektywy czasu żałuję że nie miałam sumienia i tak postępowałam... Podróż była udana. Jechałam sama. Język znałam tyle co zostałam nauczona na dodatkowych zajęciach i w szkole. W miarę się dogadywałam, cieszyłam się, że wszyscy mnie rozumieją :) Pracę zaczęłam z wielkim stresem, byłam przecież taka młodziutka! Nie sprawiało mi to trudności jednak była to nudna praca. Z czasem wiedziałam, że muszę wkońcu powiedzieć rodzicom o moich zamiarach i ciąży. Wysłałam list, nie miałam odwagi powiedzieć tego przez telefon. Reakcja była smutna. Mama nie chciała w ten dzień ze mną rozmawiać. Była zdruzgotana. Nie dziwię się jej. Ale już na drugi dzień wsyłała mi smsa. Przepraszała mnie, że tak postąpiła (winiła siebie za coś co przecież ja zrobiłam, było mi jeszcze bardziej wstyd) i bardzo prosiła żebym do niej zadzwoniła. Pobiegłam od razu do budki i zadzwoniłam. Mama mówiła, że sobie poradzimy, damy radę, że najważniejsze żebym się nie denerwowała, aby dzidzi się nic nie stało. Od tego momentu byłam niesamowicie szczęśliwa! Mama przysłała mi folik i wydrukowane materiały żywieniowe - wiedziałam że w sałacie czy orzechach sporo występuje kwasu foliowego, starałam się w miarę dobrze odżywiać. Ciągle myślałam o dziecku. Po powrocie do Polski nie opamiętałam się i będąc już w 7 miesiącu miałam wszystkie niezbędne rzeczy dla maluszka :) Wiem, że się nie powinno robić tak wcześnie zakupów, ale nie mogłam się powstrzymać! :) Wszystko sprawiało mi ogromną radość. Z usg wiedziałam, że będzie to dziewczynka, to było moje ciche marzenie:) A dziś? Dziś mam zdrową i kochaną córeczkę i mimo mojego młodego wieku nie cofnęłabym czasu, aborcja absolutnie nie wchodziła w grę. Od września zaczynam wieczorowo szkołę. Nie jestem z ojcem Julii, za dużo nas podzieliło. A moi rodzice? Jejku to przecudowni dziadkowie (chociaż absolutnie nie wyglądają na przysługującą rolę :) Moja mama uwielbia ze mną chodzić na spacerki...bo dostaje tyle komplementów "młodości", że wraca do domku o "5cm wyższa" hihi) ciągle ją zabawiają, całują, "rozmawiają z nią", cieszą się każdym jej słodkim uśmiechem :) Śmiało mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwą mamą i nie wyobrażam sobie życia bez mojego dziecka i jak trzeba by było to wskoczyłabym za nią w ogień. Ludzie nie zawsze są wyrozumiali w stosunku do nastoletnich matek, a to przykre :( Ja się nie czuję jak na swój wiek. Moje "koleżanki" chodzą na dyskoteki, używają życia. Ja nie żałuję swojego wyboru i nie tęsknię do zabaw. W naszym sopłeczeństwie następuje łańcuch : najpierw szkoła, zabawa, studia, partner, mieszkanie, ślub, dziecko. U mnie troszkę inaczej się potoczyło. Ale to nie znaczy że skreśla mnie to z zabawy (bo jeszcze zdąrzę się wybawić) czy studiów. Pozdrawiam Was mocno kochane mamusie :*
monga28
2005-08-07
23:21:41
Email
Piękne to co napisałyście dziewczyny.Jak czytałam to co Julia napisała ,to śmiech mi się ze łzami wymieszał.A Ciebie Monisiu podziwiam za odwagę.Jesteście niesamowite.Wszystkiego dobrego dziewczyny.Cieszę się ,że jesteście.Pozdrawiam.
monga28
2005-08-07
23:23:27
Email
Beth Kochana ,pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego dobrego.
monga28
2005-08-07
23:26:00
Email
Serdecznie zapraszam Cię Asteryjko,jak tylko się będziesz wybierać daj znać.
Dzięki za ciepłe słowa.Pozdrawiam
Strona 1 - 1, 2, następna

Dodaj nowy wpis      Powrót do wybranego działu      Powrót do strony gwnej forum