szukaj zwrotu:       szukaj w:
wybrano:
dział - Niemowlę (pielęgnacja niemowlaczków, karmienie piersią, rozwój, wychowanie, choroby tfu tfu, itp)
temat - Ból Pustych Ramion


Dodaj nowy wpis      Powrót do wybranego działu      Powrót do strony głównej forum
Strona 1 - 1, 2, następna
Napisano: Treść:
Atka
2007-03-01
Email
„ BÓL PUSTYCH RAMION ” (…)Po rozmowie wracałem z Marysią. Szli¬śmy wolno w kierunku dworca. Wiatr i deszcz nie straciły na sile, dlaczego zdecydowały się na Jestem przecież facetem, a kobieta, prędzej zrozumie kobietę. Powiedziała: - Opowiadanie obcemu mężczyźnie o swoim nieszczęściu, to jak próba wyjaśnienia istoty macierzyństwa. Przez całą drogę miałem wrażenie, że chce mi jeszcze coś powiedzieć, o coś prosić. Nie zrobiła, tego jednak. Mogę się tylko domyślać, że pragnęła by ich nieszczęście nie było wyłącznie ich sprawą. By powiedzieć, że taka rzeczywistość też istnieje. Ale z drugiej strony, że nie chcą być; rozpoznane przez środowisko, przez lekarzy w klinikach i przychodniach. Bardzo chcą być matka i może jeszcze raz zaryzykują. Marysia. W snach najczęściej jestem w ciąży alb karmię dziecko. To są w sumie bardzo fajne sny. Byłoby dobrze, gdyby nie towarzyszyło im... To poczucie, że zaraz przyjdzie tragedia. Co jest trudne w tych snach? Są uporczywe. Są... niemalże każdej nocy... Nie, nie to jest najtrudniejsze. Najgorsze, że trzeba się z nich obudzić. Nie pozwalają zapo¬mnieć. Skal. Kiedy zaszłam w ciążę, chciałam poczytać o ma¬cierzyństwie, dzieciach, zaczęłam szperać w Internecie. I tak trafiłam na Forum... No i rozmawiałam z ta¬kimi jak ja, z przyszłymi matkami... To trwało przez całą ciążę. A kiedy... straciłam dziecko, ktoś z tego forum podał mi adres innej strony, na której spotykają się mamy dzieci, które zmarły. Mówili, że tam mogę szukać pomocy, zrozumienia... Że tamte kobiety prze¬żyły to samo, że tylko one potrafią zrozumieć. Były różne. Traciły dzieci na kolejnych etapach ciąży, mó¬wiły o poronieniach wczesnych i o tych w później¬szych tygodniach. Albo już... Mówiły o dzieciach, które już się urodziły i zmarły tak, jak to było w moim przypadku. Tak, znalazłam tam wielką pomoc. Wresz¬cie mogłam porozmawiać z kimś, kto przeszedł przez to samo, mogłam też wyrzucić z siebie wielki ból, żal, złość na cały świat. Tak to się zaczęło. Jestem tam do tej pory. Marysia. Nazywam się Maria. Marysia. Ja straci¬łam cztery ciąże. Takie... Zaawansowane, bo to było pomiędzy 16 a 22 tygodniem. Z nie¬wiadomych przyczyn, oczywiście nic nie zostało to ustalone i w swoim najbliższym otoczeniu spotkałam się z... Ech, sama przyjmowałam taką postawę, że najlepiej udawać, że nic się nie stało. To takie kłopotliwe. Nikt nie wie, co powiedzieć... A jeśli ja sama wyszłam z taką postawą, że już się uśmiecham, już się uczesałam, to wszyscy uznali, że już jest OK, można żyć dalej. Ale dalej tak żyć się nie da.. Taka jest prawda . Forum pozwala nam przetrwać. Zapełnić pustkę. Pozwala mówić o tym, co najważniejsze a na co dzień możemy sobie dalej stwarzać pozory. Ja jestem w tym doskonała. Zapewnia . Na imprezach jestem najbardziej rozrywkowa. A serce krzyczy. I wszystkim chcę powiedzieć… Tylko my znamy ogrom, obszar swojej tragedii. Znamy tę niewysłowioną pustkę. U mnie osobiście było coś jeszcze. Ta dodatkową tragiczna cząstką, którą sama chcę dodać, co ja przeżyłam, co mnie spotkało… Jest…. Marysia. Opowiem wam historię. Odeszły... To był 18 chyba tydzień ciąży. Odeszły wody płodowe i wiadomo było, że muszę urodzić, że dziecko nie ma szans, jest za wcześnie, jest infekcja, nie da się tego powstrzymać, nie da się dzieciątka ocalić. Najpierw mi powiedzieli w szpitalu, że nie ma pani akcji porodowej, więc to może po¬trwać kilka dni. Pomyślałam sobie, że nie wytrzymam oczekiwania kilku dni na uro¬dzenie martwego dziecka. Szczęśliwie dla mnie akcja porodowa się zaczęła. Była bardzo bolesna. Uważałam, że nie mam powodu zno¬sić tego bólu, skoro nie dostanę za to nagrody. Poprosiłam o środki znieczulające, których nie dostałam, a bóle były coraz silniejsze. Wołałam położne, prosiłam. Były dwie. Nie chciały przy¬chodzić, bo myślały, że ja znowu o te środki przeciwbólowe chcę prosić, taka byłam rozkapry¬szona, że chciałam coś znieczulającego. Położyły obok mnie dużo młodszą dziewczynę. Jej też za¬grażało poronienie. I ona przez cały czas patrzyła na przyjście martwego dziecka. Obserwowała cały poród. Czy wy sobie to wyobrażacie? Urodziłam przy niej. Żadna położna nie przyszła, bo myślały, że ja ciągle proszę o... O te środki znieczulające. Dziecko leżało koło mnie i nie wiedziałam, co mam zrobić. Wołałam, wołałam... Mogłam sobie to dziecko wziąć w ręce. Nikt nie przyszedł. Ja przeżyłam koszmar, ale nie chcę wiedzieć, co przeżyła ta dziewczyna obok mnie. To była jej pierwsza ciąża. Leżałyśmy w renomowanym szpitalu, bardzo wysoko notowanym w rankingu „Rodzić po ludzku". Płacz. Marysia. Rozumiem najbliższych, rozumiem moje koleżanki, kolegów, rodzinę. Oni myślą tak: to jest coś tak potwornego i okropnego. Kropka. Nie dziwię się, że nie potrafią się do tego usto¬sunkować. Ale dlaczego lekarze, dlaczego perso¬nel medyczny w szpitalach nie umie się w tym od¬naleźć? Dlaczego potrafi być tak bezmyślnie okrutny? Chcę znać odpowiedzi Wiem spotykają się z różnymi tragediami. Domyślam się, że na tym budowaliby swoje usprawiedliwienie: nie mogę się angażować. Aleja nie oczekiwałam żadnego specjalnego zaangażowania. Chodziło o życzliwość, o zwykłe współczucie. Nic specjal¬nego. Przeżyłam rzeczy, których nie mogę tym lu¬dziom zapomnieć. Rzeczy, które nie powinny się zdarzyć. Miałam takie przeświadczenie, że... Małgorzata. Kiedy moje dziecko przyszło na świat, zabrano je na stolik obok. Rodziło się tak cichutko. I tak szybko. Ja nawet tego nie zauważyłam, nie poczułam. Widziałam tylko, że oni odchodzą ode mnie. I wtedy do mnie dotarło, że mój synek już się narodził, ale mi go nie pokazano. W końcu podeszła do mnie pani neonatolog i powiedziała, że moje dzieciątko jest lżejsze, mniejsze niż myśleli. Mniejsze niż przewiduje norma na 23 tydzień ciąży i ona zgodnie z prawom chciała mnie poinformować, że dzieci na takim etapie wieku rozwojowego nie reanimuje się. Marysia. Kobieta rodzi dziecko. Rodzi dziecko i przeżywa straszny ból. W nagrodę dostaje swoje dziecko. Dostaje antidotum i wszystko zostaje wy¬mazane z pamięci. Ja przeżyłam cztery porody. Bez dziecka. Ten ból nie został wytarty. Został zwielokrotniony. I w tym najgorszym momencie lu¬dzie Małgorzata. Ból pustych ramion i grób na cmentarzu. Kilka minut od domu. Jedyne, co mogłam dać mojemu dziecku, które miało mieć wszystko, co jest najlepsze na świecie, to prześliczny nagrobek i co tydzień bukiet świeżych kwiatów Małgorzata. My jeszcze nie mamy tego następnego, tego kolejnego dziecka, ale już tak bardzo je kochamy. Kocha¬my pragnienie dziecka. Niektóre matki nie są w stanie nas zrozumieć. Dlatego tak bardzo denerwuje mnie, kiedy rodzice biją swoje dzieci, nie poświęcają im czasu, zostawiają je na ulicy, narażając na śmierć, zamiast od¬dać je, zostawić w szpitalu albo w kościele. Jak można tak nie szanować dziecka, które się ma w sobie. Ostat¬nio widziałam kobietę w zaawansowanej ciąży. Szła, zataczając się, z butelką piwa w jednej ręce, z papie¬rosem w drugiej, w podartym ubraniu. Oparła się przy jakiejś bramie, usiadła. Pewnie żeby wygodnie to piwo dokończyć... Chciałam podejść i nią potrzą¬snąć. Podejść i nią potrząsnąć, i... Marysia. Widziałam, jak mężczyzna bije po buzi dziecko w wózku jedzące mleko z butelki. Pewnie się oblało tym mle¬kiem, może dlatego je sprał. Wróciłam wtedy do domu i powie¬działam do męża, że to jest jakaś pomyłka. Że ludzie nie za¬służyli na to, by być ludźmi. Żadne inne stworzenie tak nie traktuje dzieci. Małgorzata. Ostatnie, co pamiętam, to pielęgniarka, która podchodzi do mnie z zastrzykiem. Obudziłam się już w zupełnie innym miejscu, na sali, gdzie leżały trzy inne kobiety... Czułam się troszeczkę oszołomio¬na. Nie wiem, co mi podano, pewnie chcieli mnie uspokoić. Wiedziałam, że syna urodziłam o 23.19. Zaczęło do mnie docierać, że teraz jest 6.30. Zaczęłam krzyczeć, próbowałam wstać z łóżka. Nie wiedziałam ciągle, gdzie jestem. W końcu przyszła pani położna i zapytała, co się dzieje. Powiedz że chciałabym natychmiast zobaczyć swoje dziecko, bo z tego, co pamiętam, to ja rodziłam. Mówiąc to, dotknęłam brzucha, okazało się, że jest pusty. Pani położna powiedziała mi, że mam być spokojna. Spytała jeszcze, czy dać mi co na uspokojenie. Ja powiedziałam, że uspokoi mnie, jak mnie zawiezie do mojego dziecka i spytałam: czy mój syn żyje? Pani położna: że mój syn żyje, mam się położyć, no i pospać, bo na pewno jestem zmęczona, to ja znów kazałam się zawieźć do niego. Dostałam kolejną dawkę leku uspokajającego. Doszły do mnie jedynie powtarzane słowa ze mój syn żyje. Odpłynęłam. Nie wiem no, poczułam, że nie chciano mieć ze mną kłopotów, Że miałam być spokojna, bo to był dyżur ranny, przejście, a ja byłam kłopotliwa bo płakałam i chciałam do mojego syna Nikt nie zaprowadził mnie do mojego syna mimo próśb, jakie wypowiadałam kilkadziesiąt razy. Mówili, że mam rozmawiać z doktorem, że doktor do mnie na wizytę o godzinie 8.00 powtarzali mi ciągle, że mój syn żyje. Kiedy nadszedł czas porannej wizyty, lekarza, to powiedział, że jak tylko skończy obchód oczywiście zaraz ktoś mnie do syna zawiezie…czekałam do godziny 8.35. Nikt się nie zjawił przyprowadzono do mnie panią neonatolog; która powiedziała, że jest jej bardzo przykro, ale mój syn... zmarł o godzinie 7.00, więc, jakim prawem lekarz, który był o godzinie 8.00, śmiał dawać mi nadzieję że ja zaraz będę u mojego syna. Gdybym wiedziała, gdybym wiedziała, kiedy obudziłam się... rano, zaraz kazałabym się zawieźć do mojego dziecka a ja spałam po lekach... uspokajających, a mój syn umierał poniżej... Właśnie takie przeświadczenie, że ja spałam, a mój syn umierał bardzo długo Marysia. Nikt nawet nie próbował wyjaśnić, co się stało. Nikt nie spytał: dokąd ja t' Zostałam sama. Wyszłam na własne życzenie bo nie byłam w stanie znieść pobytu w tym miejscu . Po kilku dniach zadzwoniłam, żeby dowiedzieć się o jakiś wynik. Wtedy okazało że dzieciątko na mnie czeka. Że muszę zorganizować pogrzeb. Nikt mnie wcześniej przygotował. Nie wiem dlaczego. Czy to jest dla wszystkich takie oczywiste? Małgorzata. Chciałam się z nim pożegnać, chcia¬łam go zobaczyć... W końcu ktoś się zlitował nade mną, przyjechała pani położna z wózkiem, zazna¬czam, że byłam 10 godzin po porodzie, było mi bardzo ciężko chodzić, ja rodziłam normalnie i zawieziono mnie na neonatologię. Jest tam takie pomieszczenie na czystą bieliznę... Wwieziono mnie do tego pomieszczenia i kazano nam czekać mnie i mężowi, ponieważ mąż był tego ranka cały czas przy mnie i też zdecydował się, że będzie obecny przy tym... przy tym fakcie. W pewnym momencie drzwi się otworzyły i pani pielęgniarka z oddziału noworodków, z oddziału neonatologii.., są takie wózki na... takie łóżeczka na kółkach.,. górę mają taką plastikową. I tam właśnie leżą no¬worodki w takich łóżeczkach, i wjechała z tym łó¬żeczkiem. .. nie wiedziała, co powiedzieć, widzia¬łam, że nie wiedziała, co powiedzieć. I po prostu wyszła i zamknęła za nami drzwi. Zajrzałam do tego łóżeczka, Mateuszek miał główkę przykry¬tą pieluszką całą. W pierwszym momencie czułam się tak, jakby przywieziono mi dziecko, na przy¬kład, do karmienia. Odsunęłam pieluszkę z głów¬ki, wzięłam normalnie chwyciłam Mateuszka, był zawinięty w rożek i zaczęłam normalnie do niego mówić, że bardzo się cieszę, że jest, że bardzo go kocham, że tyle na niego czekałam... że jest moim upragnionym dzieckiem, że się cieszę, że to jest syn, bo bardzo pragnęłam mieć syna i zaczęłam go głaskać po buzi, całować, tulić, traktować jak.,, jak żywe dziecko. Ale on już mnie nie słyszał. Pamiętam, że zauważyłam, że jest krzywo zawinięty w rożek, odwinęłam ten rożek, był taki maleńki, był golusieńki, nie miał żadnej koszulki, kiedy się urodził ważył 460 gramów... wyglądał jak normalne dziecko, jak normalny noworodek, tylko był bardzo chudziutki, ale dla mnie był najśliczniejszym dzieckiem na świecie. Marysia. Czytam wypowiedzi z Internetu, na jed¬nej ze stron. To są puste slogany, które można przeczytać wszędzie. Nawet w pismach kobiecych. Jakoś Lak infantylnie to wygląda. „Myśl pozytyw¬nie, będzie lepiej...". Przecież to jest śmieszne. Taka pomoc jest dla mnie wręcz irytująca. Jak można myśleć pozytywnie po stracie czworga dzieci? Z tą prasowo-internetową psychologią jest coś nie tak. Małgorzata. Ta myśl bardzo długo za mną chodzi¬ła. Nie mogłam sobie 7 tym poradzić. Lekarze, jeszcze zanim urodziłam Mateusza, powiedzieli mi, że jest to małe dzieciątko i będzie żyło kilka minut. Nato¬miast mój syn, jestem z niego bardzo dumna... żył osiem go¬dzin. Ja wiem dlaczego tak dłu¬go żył. Bo on czekał, aż ja się obudzę i będę mogła zobaczyć go żywego. Walczył, do kiedy mógł. Dlatego codziennie po¬wtarzam mu, że jestem z niego dumna. Małgorzata. My dostałyśmy zwłoki. I to jest szczęście. Inne dziewczyny nam tego zazdrosz¬czą. Bo nasze dzieci urodziły się i zmarły. A są kobiety, które straciły dzieci na wczesnym eta¬pie ciąży i teraz nie mają nic. My mamy namacalny dowód tego, że nasze dzieci istniały. I istnieją. Możemy do nich pójść. Idziemy na cmentarz, idziemy do nich, tak jakbyśmy szły... do drugiego pokoju. . -I przychodzi taki moment, że zaczynamy czerpać z tego radość. Małgorzata. Chciałam mieć dziecko, bardzo chcia¬łam mieć dziecko... Mam to dziecko, mam syna... Mój syn ma na imię Mateusz i jest aniołkiem. Małgorzata. Te sny ma każda z nas. Nie mamy nikogo wokół, nie mamy komu tego wyrazić, dusi¬my ból i on wychodzi w snach. One są różne. Na samym początku, to było trzy tygodnie po.,. po śmierci mojego syna. Początek snu był taki jak u innych dziewczyn. Śniło mi się, że wstałam rano, bo obudził mnie płacz mojego synka i trzeba było go nakarmić, przewinąć, powiedzieć, jak bardzo się go kocha, przytulić, zacząć normalny dzień młodej matki, która jest z dzieckiem w domu po powrocie ze szpitala i ja się obudzi¬łam, i... poszłam do drugiego pokoju, w którym miało stać łóżeczko i ja tego łóżeczka tam nie znalazłam. I pamiętam wtedy, co zrobiłam, to nad drzwiami w pokoju w sypialni mam krzyż, kiedy już skończył się etap pretensji do Pana Boga i pra¬wie, że nienawidzenia Go za to, że pozwolił na to, żeby się coś takiego stało, uklękłam przed tym krzyżem i zaczęłam Go prosić o to, że jeśli się zdarzy jeszcze raz, że będę miała taki sen, to ja Go błagam, żeby nie pozwolił mi się z niego obudzić. Że jeśli przyśni mi się mój syn, to że mogę go wychowywać, tulić, kochać, karmić, patrzeć, jak chodzi, jak mówi...
lidiamital
2007-03-01
17:24:05
Email
.......................................................................................................................................................................................................................................... tak sobie pomyślałam, że chyba nie zawsze doceniam to co mam...
Atka
2007-03-01
17:44:13
Email
Jest trochę błędów i początki dialogó nie wkleiły sie od nowych linijek, ale Miki niestety pozwalał mi na bardzo ograniczone manewry koło skanera a potem komputera i wiele rzeczy niestety uszło mi mimochodem choć chciałam wszystkie błędy poprawić po skanowaniu....sam artykuł w gazecie czytało się o wiele lepiej i szybciej.
Magdalenka
2007-03-01
21:36:51
Email
atka, skad to masz? piekny i straszny jest ten artykul. trezba dziekowac za nasze dzieci, za to ze sa zdrowe i ze sa. bardzo zal mi tych kobiet.
katka
2007-03-01
21:43:10
Email
Rok temu o tej porze leżałam na spitalnym łóżku a za 4 godziny urodziła się Agnieszka. Dziękuje losowi za to ,że mogłam się tym cieszyć.I Kubuś-4 lata temu.
karolina
2007-03-01
22:30:26
Email
Bardzo poruszajacy artykul,po przeczytaniu bardzo,bardzo mocno go ukochalam i dziekuje Bogu za niego.Nie wiem co mogloby pocieszyc te kobiety?
21Aneta
2007-03-02
09:00:12
Email
a ja teraz siedzie w pracy i po przeczytaniu tego posta mam łzy w oczach... nie wyobrażam sobie jakbym miała żyć gdybym straciła mojego synka... Tyle miesięcy oczekiwania i przygotowań a tu pustka i płacz... Strasznie współczuję kobietom i ich dzieciom, które odeszły i proszę Boga z całych sił by mnie nigdy czymś takim nie doświadczył...
pinkie
2007-03-02
09:58:02
Email
Postawa służby zdrowia jest w takich przypadkach niewytłumaczalna. Mnie tez wkurzało, jak kazali mi daleko odejść, gdy zakładali mojemu dziecku wenflon, albo pobierali krew. A jak skończyli, to odłożyli do łóżeczka i nawet mnie nie zawołali - nie wiedziałam, że już po wszystkim i stałam na korytarzu. A mały darł się - myślałam, ze jeszcze go kłują. Gdy weszłam - nikogo nie było - porwałam go na rece i utuliłam. To taki niewspółmierny przykład.

Dziś przeczytałam o zakatowanej siekierą 4-latce. Świat stanąl na głowie. My tak chcemy oszczędzić dziecku cierpienia, strachu i samotności, a tymczasem inne dzieci mają piekło za życia.
weridiana
2007-03-02
10:14:08
Email
To chyba najstraszniejszy artykuł jaki ostatnio przeczytałam,strasznie współczuję wszystkim kobietom które to spotkało i najgorsze jest to że ludzie nie potrafią o tym rozmawiać. Ja mam koleżankę która urodziła dwa tygodnie po mnie tylko że na początku 7 miesiąca i niestety malutka nie przeżyła ale my o tym rozmawiamy otwarcie, chociaż na początku też nie wiadomo było jak się zachować bo ja mam swoje szczęście koło siebie a ona nie ale jakoś się dogadałyśmy i ona musiała się wygadać, wyżalić i teraz się dosyć często spotykamy. Ale z tego co ona mówi to faktycznie nasz personel medyczny chyba nie jest przeszkolony co się w takich przypadkach robi bo zachowują się strasznie
Kasia:)
2007-03-02
10:18:10
Email
Ja tez sie poplakalam,modle sie obym nigdy przenigdy nie dowiedziala sie co to bol matki po stracie dziecka...to chyba najgorszy bol na swiecie...nie wiem czy umialabym po tym zyc,czy widzialabym sens....
bela
2007-03-02
18:08:50
Email
...............
aniasz
2007-03-03
11:48:28
Email
aż brakuje słów....
Kamila
2007-03-03
18:32:27
Email
Tragedia. Okrucieństwo nie do pomyślenia. Moja ciocia, w latach 80.tych straciła dwie córeczki. Ewunie i Majeczkę. W 7. miesiącu ciąży zaczęła się akcja porodowa. Wylądowała w szpitalu. Leżała, leżała, wiła się z bólu.. lekarz nic nie robił, nawet jej nie zbadał, bo twierdził, że jest ok... i ciocia tak leżała w bólach... i dopiero jak wujek wydarł się na konowała, to połóżna ją zbadała... ale cóż... było już 8. cm rozwarcia.. i niunia zmarła... później ciocia znów zaszła w ciążę i znów to samo... pamiętam pogrzeby.. miałam 6. lat. Dużo ludzi i malutka, biała trumienka. I Ewcia.. taka kruszynka, maleńka jak laleczka... teraz fruwają gdzieś w niebie dwa małe aniołki... Gdy byłam w ciąży w Kiniusią i Konradkiem,jak wylądowałam w szpitalu właśnie w 7. miesiącu... ciocia wciąż mnie wspierała... i powtarzała.. że się modli... teraz ma 2. wspaniałych synów... i jest z nich dumna, tak jakby była dumna z Ewci i Majeczki... i się poryczałam... idę utulić moje szkrabki...
BALBIA
2007-03-03
19:05:52
Email
I ja się poryczałam.....
moniczka
2007-03-03
21:01:06
Email
Odwołuję każdego nerwa na dzieci gdy jestem zmęczona...
moniczka
2007-03-03
21:01:15
Email
Odwołuję każdego nerwa na swoje dzieci gdy jestem zmęczona...
Strona 1 - 1, 2, następna

Dodaj nowy wpis      Powrót do wybranego działu      Powrót do strony gwnej forum