szukaj zwrotu:       szukaj w:
wybrano:
dział - Matki, żony, kochanki (problemy z dziećmi, mężami i niemężami, teściowymi, pracą, plotki, rady, itp)
temat - JAK PRZEŻYĆ pierwszy KRYZYS MAŁŻEŃSKI???


Dodaj nowy wpis      Powrót do wybranego działu      Powrót do strony głównej forum
Strona 1 - 1, 2, następna
Napisano: Treść:
maxim
2006-07-23
Email
A jednak dopadło nas...Wszystko zaczęło się proooozaicznieeeee od braku kasy.Ledwo wiązaliśmy koniec z końcem a tu doszedł nam bardzo niespodziewany wydatek...No i się zaczęło bo oboje bardzo się martwiliśmy. Do tego stopnia, że chcieliśmy sprzedać mieszkanko, które kupujemy na raty [ raty, które nas zjadają:((]ale to mąż planował wydatki, on miał kasę przy sobie.Sam tak zdecydował...I wobec takiej dziury w budżecie poniosły go nerwy i zamiast porozmawiać ze mną spokojnie to on zaczął mi zarzucać, że nie martwię się i tego nie rozumiem,że chcę, żeby on chodził żebrać do rodziców a moich teściów, że np. żle żywię dzieci bo powinnam im dawać mleko zwykłe, tańsze..i parę głupot jeszcze powiedział..Ja się zawzięłam i powiedziałam, że będę dawać modyfikowane, że będę szyć po nocach, żeby zarobić na to mleko..[ kiedyś otarłam sie o technikum krawieckie;)...]I tak pretensje rosły.Drugiego dnia doczytał jak to jest z tym karmieniem dzieci i trochę przystopował a ,że zarobił dodatkową kasę na nadgodzinach to był już w wyśmienitym nastroju i oczekiwał z mej strony pochwał. A ja czekałam na przeprosiny i się nie doczekałam...Powiedziałam mu, że mnie uraził i to wszystko,powiedziałam to, co mi leżało na serduchu, spokojnie, najspokojniej bez złośliwości itp. On aż się zagotował i stwierdził, że kasy już się nie tyka, że widocznie ja muszę doświadczyć tego wszystkiego na własnym grzbiecie [ jakbym nie znała realiów..]i nie odzywał sie przez cały wieczór i nie mógł na mnie patrzeć.Poszedł spać..U niego w domu wszyscy zawsze krzyczeli na siebie, kłócili się i walczyli o swoje..Ja tam nie potrafię przyjmować postawy kaczki [ czyt. wszystko po mnie spłynie..], nie potrafię sie kłócić i bardzo żle takie coś znoszę...U mnie w domu tego nie było...Obawiam się, że on z czasem zacznie mnie tak traktować jak teść swoją małżonkę..czyli zawsze będzie utrzymywał, że ma rację i będzie się wyżywał na mnie słownie. Teraz znów mieszkamy z teściami, co mnie dodatkowo dobija..Teściowa [ powstrzymam się ..powstrzymam...od nieestetycznych słów...l]wtrąca się,wytyka mi błędy przy wychowaniu dzieci.Nawet często już nie mówię o tym mężowi....I tyle było kiedyś gadania, że ona na emeryturze to dziećmi się zajmie, żebym mogła iść do pracy i takie tam. A teraz to praktycznie ja non stop zajmuję się dziecmi bo ona nie ma czasu, bo kawusie musi wypić w spokoju, bo nie ma tyle cierpliwości, bo..K!...dzieci jej zaczynają działać na nerwy. A dzieci to nie lalki, które można odstawić do kąta. I wnerwia mnie to gadanie na pokaz albo te przytyki, że ja nie pracuję...A co ja mam zrobić z dziećmi według niej. Przecież ona się nimi nie zajmie...? Dodatkowo teść wygłasza swoje poglądy, że za tyle i tyle złotych po odliczeniu dojazdów to nie powinnam pracować. Mąż chyba jednak będzie podzielał jego zdanie, choc jak na razie twierdzi, że póki dzieci są jeszcze małe to trzeba się tak zorganizować, żeby były ze mną jak najdłużej. Z drugiej strony to jakbym miała je zostawić z teściową to hrryyy...Ale powiedziałam sobie choćbym miała pracować za 400 złotych na rękę to będę!I jakoś muszę się zorganizować , żeby z czasem posłać dzieci do żłobka lub przedszkola.Już widzę te komentarze rodzinki. Mąż często ucieka w pracę i nawet woli ugotować obiad niż zająć się dziećmi.Nikt mi tak naprawdę przy nich nie pomaga, choć dom jest pełen ludzi.Czasami wysiadam. Nie wiem może ja po prostu z tego zmęczenia też stałam się czepialska i nie doceniam strań męża. Może rzeczywiście dobiłam go jakimiś tekstami jak on zamartwiał się brakiem kasy. Nie wiem...Próbuję go zrozumieć. On nie jest złym człowiekiem . Martwi sie o naszą przyszłość...i na nią ciężko pracuje... No ale ja też się martwię i ja też pracuję w domu!On nawet często mówi, że mnie podziwia, że taka jestem pracowita i ble, ble...ale ja nie chcę podziwu tylko troszeczke pomocy w domu.... Musiałam Wam się wyżalić, przepraszam ale musiałam tak mnie to zabolało...i zaskoczyło...Kurczę, ja naprawdę nie oczekiwałam wiele...Nie bez powodu pisałam kiedyś o zazdrości o tym, że zazdroszczę zadbanym, modnie ubranym kobietkom możliwości i kasy...Nie, nie chodzi o to, że jestem jakoś straszliwie zaniedbana.Ale nie mam fajnych, modnych ciuchów, choc nie są to też szaro bure ubrania.Nie stać mnie na fryzjera itd. Nie zarzuciłam tego nigdy mężowi, przecież on też się wyrzeka swoich materialnych potrzeb...Nie narzekałam...Tym bardziej zabolało mnie to co mi powiedział....Ale mam ochotę mu powiedzieć kiedy tak bezceremonialnie gapi sie na jakąś laskę pomykającą w extra sukience i bucikach na obczasie, że jeszcze zobaczy, że potrafię być bardziej seksowna od tej panny..że kiedy będę mieć kasę dla siebie to też będę tak zwracać na siebie uwagę, że...Głupie to prawda? Ale niestety ja pewnie coraz bardziej będę mu sie kojarzyć z problemami, z wiecznie rozbrykanymi dziećmi, ze zmęczeniem z pretensjami, z ciągle tą samą fryzurą, z tymi samymi nieefektownymi ciuchami a nie takimi jak stroje, dopasowane kiecki pomykających dam....:(( DZiś czuję się taka samotna..Taka brzydka, zła, tak własnie zła, że to ja powinnam go tak drążyć swoimi sposobami, żeby było dobrze...a ja unoszę się honorem, czuję się urażona...Czy to głupstwa???Mam wrażenie , że nikt z moim zdaniem się nie liczy, na czele z teściami, którzy jak tylko sie sprzeciwię to mnie zakrzyczą..Wolę ich słuchać ale robić po cichu swoje dla spokoju, w końcu jestesmy zdani na ich łaskę bo mieszkamy pod ich dachem...Mam wrażenie, że mój mąż choc cały czas walczy o swoje zdanie z rodzicami to ostatecznie będzie trzymał ich stronę a nie moją. Takie mam wrażenie..To jeszcze nie fakty ..Ale boję się tego... Kocham go bardzo i chcę jakoś wyjść mu na przeciw ale nie zniosę jak on przestanie mnie szanować , właśnie w takich drobnych , acz ważnych kwestiach....Boję się.... Przepraszam..ale nie mam z kim pogadać...
maxim
2006-07-23
23:34:34
Email
Wybaczcie błędy...
renya
2006-07-24
10:53:46
Email
Maxim - życzę Ci dużo siły i cierpliwości. Nie będę się wymądrzać, ani dawać rad, ponieważ chwilami sama nie mogę sobie poradzić ze sobą, z dzieckiem, z ciągłym brakiem kasy (nie mamy własnego mieszkania, ciągle coś wynajmujemy - i to nas dodatkowo dobija, bo pieniądze idą do cudzej kieszeni, czyli na dobrą sprawę w błoto)... Wiem jakie to trudne. Jakoś udaje nam się przetrwać gorsze chwile. Staram się nie załamywać niepowodzeniami i ciągle (naiwnie) liczę na poprawę - przecież cały czas nie może być tak źle. Córeczka jeszcze troszkę podrośnie (bardzo chciałam być z nią jak najdłużej, żeby nie oddawać jej tak od razu "na wychowanie" babciom), wrócę do pracy... Niestety, nie zawsze układa się nam tak jak byśmy tego chciały... Nie chodzę do fryzjera, kosmetyczki, nie kupuję nowych ciuchów - przecież nie to jest najważniejsze! Wasza mała rodzina - to jest ważne. Nie załamuj się. Najserdeczniej życzę Ci powodzenia!
kiwi
2006-07-24
11:57:14
Email
współczuje mieszkania z teściami. Moja pierwsza teściowa też była taką skretyniałą pizdą która nawet sposób wieszania firanek krytykowała i sprawdzała czy kwiaty u siebie w domu podlewam. To straszne ale męzowie są synkami mamusi do końca życia. Myśle że tylko szczera i spokojna rozmowa z mężem Ci może pomóc - w przeciwnym razie oddalicie się od siebie i nic z tego nie będzie. To chamstwo że jakaś tępa blać wtrąca się w Twoje życie, mi pomagało wymyślanie ciekawych przezwisk dla teściowej - wtedy kiedy już nie miałam siły i życie i brak kasy mnie dobijało. Ale mój mąż był prawdziwym palantem!!! Trzymam za ciebie kciuki. Pozdrawiam.
emka
2006-08-14
00:52:22
Email
Hej Maxim
Bardzo dobrze, że się wyżaliłaś. To bardzo pomaga! Mi na pewno :)
I chyba Cię rozumiem. U nas też cięzko było z kasą i ja już świra z tym wszystkim dostawałam: ze zmęczeniem, z czuciem się nieatrakcyjnyną, z niechodzeniem do fryzjera.
I poszłam do pracy w końcu. Teraz mam bardzo ambiwalentne odczucia. Bo pracę mam dobrą, a nawet bardzo dobrą (atmosfera, szefowa, ludzie super i pieniądze też ok) ale Ania jest z teściową.. I teraz w związku tym mieszkamy razem.
I czuję się tak rozdarta :( Jak tylko pobędę parę dni z Anią chcę rzucać pracę. Jak pochodzę do pracy to sobie mówię, jakoś to będzie. Ania uwiwlbia bacię i teściowa jest dla niej na prawdę wspaniała. Jest wszystko ok. Wiadomo, czasem (no może często) się wkurzamale to są duperele. Tak na prawdę to mnie zżera, że to ja z Anią nie jestem.
To że mama (teściowa) mieszka z nami, nie wpływa dobrze na nasze małżeństwo. Ciągle sidzimy we trójkę. A ja chcę pobyć z moim mężem sama! W związku z tym wekendy są dla nas święte (mama jedzie do siebie). Tylko, że wtedy jesteśmy zmęczeni, nadrabiamy tygodniowe zaległości i już zaraz jest po weekendzie.
Dziś usłyszałam piękne słowa, że miłość to nie jest coś od razu stworzonego, coś co od razu jest w pełni swej istoty, ale miłość to coś co cały czas wykuwamy, tak wykuwamy - czyli łączy się to z wysiłkiem, z wyzeczeniem, z cierpieniem, z potem, z trudem. ale każdy taki wykuty fragment jest fundamentem i im więcej tych fragmentów tym mocniejsza budowla. Życie nie jest łatwe - takie banalne zdanie, ale prawdziwe. I trzeba nam sił by przez nie iść. I to że są kryzysy to normalne. Tak jest. Ważne by po takim upadku, wstać, przebaczyć i iść dalej, razem. Bez względu na to czy pada deszcz czy świeci słońca, i czy mamy parasol czy nie.
Pozdrawiam Cię ciepło.Emka
21Aneta
2006-08-14
07:01:42
Email
to może ktoś mi powie co robić kiedy małżeństwo to jeden wielki kryzys... ja już mam kuźwa dość.
Magdalenka
2006-08-14
17:03:49
Email
a ja sie chyba zepsulam... jakos nie moge czerpac przyjemnosci z sexu. na poczatku zwiazku to byl istny szal cial i uprzezy ;-) cale weekendy spedzalismy w lozku , teraz? nie wiem co sie stalo, czy jestem zestresowana, czy to dziecko, ale po prostu nie moge sie wylaczyc na tyle zeby byc podniecona, o orgazmie nie wspomne. jak mi sie uda raz na 2 miesiace, to jest dobrze. inna sprawa ze sie kochamy rzadko bo po prostu nie ma czasu i sily. czy tylko ja tak mam? jestem zalamana, nie mam jeszcze trzydziestki, a co bedzie jezeli tak juz zostanie?
kyja
2006-08-14
22:05:34
Email
Magdalenka, nie bedize tak wiecznie.Zobaczysz, z czasem wszystko wróci do normy.Dziecko to wielka zmiana w życiu rodziców:sama widze po naszym związku, ,ale powoli, gdy mały robi się coraz większy,nasze życie wraca powoli do stanu sprzed ciąży.Uszy do góry-będzie lepiej;-)Dziewczyny,my czasem miewamy problem z kasą, pomimo,iż oboje pracujemy-zbyt dużo nie zarabiamy, ale mamy kredyt mieszkaniowy:-((czasem nas to dobija, jesteśmy rozdraznieni, ale nie można pozwolic,aby martwienie się o kasę zniszczyło związek.Też nie chodzę do kosmetyczki i fryzjera.Ostatnio , po naradach z męzem, zacznę chodzić na fitness-76 zl miesiecznie, no i zafundowałam sobie soczewki-to są moje małe luksusy;-)))Emka, wiem jak to jest, gdy teściowa jest w domu cąły czas-gmoja opiekowała sie Misiem przez 5 m-cy>Nie nocowła u nas-codziennie dojeżdżała-mieszka w tym samym mieście.My byliśmy nerwowi,regularnie mój mąz z teściową się kłócili,teściowa, raczej z przyzwyczajenia, wprowadzała swoje obyczaje dot. gotowania, sprzątania( a raczej jego braku;-))-ale jestem wredna;-))),itp. Ja przychodząc z pracy, najpierw sprzątałam,z mężem częściej nie mogliśmy się dogadać.Odkąd teściowa przestała sie zajmowac Misiem, my nie jesteśmy juz tacy nerwowi.Powoli wychodzimy na prostą;-)))Uszy do góry, babki, wszystko mija,może być tylko coraz lepiej;-))!
emka
2006-08-15
00:21:12
Email
Dzięki Kyja za pocieszenie. Ale perspektywa jeszcze ponad roczna trochę mnie przeraza... :(((
Ale staram sie nie poddawać :))
Co do seksu. Hym, Magdalenko chyba Cię rozumiem, chociaż wierzę też Tobie Kyjo - otatnio jest lepiej, ale generalnie to też się tym okropnie przejmuję. Ale to chyba fakt, że nerwy, stres i zmęczenie nie wpływaja zbyt dobrze na te sprawy.
To co rok czekania??? O nie!!! Coś musimy zmienić!
Teraz nie ma teściowej już ponad tydzień i jest bardzo miło :)))
Anetko, myślę, że każdy związek da sie uratować. Wymaga to ogromnej pracy i chęci dwóch stron. Rozmawiajcie, rozmawiajcie, rozmawiajcie. Tylko na spokojnie, bez nerwów, nie wtedy gdy jesteście zmęczeni i gdy Wam się czara goryczy przeleje. Wiem wiem łatwo tak gadać, ale chyba innego sposobu nie ma. Ważne chyba też jest przyznanie się do swoich błędów - w związku zawsze są dwie strony, które na siebie oddziaływują, ale nie chodzi o to by szukać winnego tylko by wprowadzić zmianę. Powiedzcie sobie co byście chceli zmienić, a nie że jesteś taki/taka i owaki/a. I odnoście się do czynów a nie do cech. Nad czynami można pracować i jak słyszysz, że nie podoba się komuś Twoje zachowani to wiesz, że to możesz zmienić, ale jak słyszysz, ze jesteś beznadziejny etc itp. to tylko wywołuje złość.
Ale sie namądrzyłam.. Mam nadzieję, że może ktoś z tego mojego dzielenia sie skorzysta. To takie moje metody.
Pozdrawiam
pstrokota
2006-09-19
11:59:38
Email
musze przyznac ze tez mam przez caly czas problem ale nie tyle co z mezem ale ze zrozumieniem tego co ja sama chce!jestem ponad rok po slubie,mam dopiero 20 lat,moze to bylo za wczesnie,moze do konca nie przemyslana decyzja,...nie wiem ale wiem napewno ze cos tu jest nie tak!moj mazz jest wspanialy,troszczy sie o wszystko a w szczegulnosci o mnie,kocha mnie bardzo ,tak bardzo ze az czasami bym powiedziala ze ma mnie za jakies bustwo czy cos takiego!najgorsze jest to ze ja tego nie potrafie odwzajemnic,nie spodziewalam sie ze tak to bedzie wygladalo,mnie poprostu do niego nie ciagnie,nie mam ochoty sie z nim nawet calowac nie mowiac juz o czyms innym,czasami to nawet ciesze sie ze mam okres!mecze sie z tym strasznie ale z drugiej strony nie chce go w zaden sposob skrzywdzic bo on jest naprawde kochany,nie widzi swiata poza mna tak to jeszcze mozna by bylo pomyslec o jakims rozstaniu albo cos ale on jest za dobry!ja nie wiem co mam juz robic,nie chce za pare lat albo parenascie sie obudzic i wtedy zdecydowac ze jednak musimy sie rozstac,nie chce go tez ranic i nie chce tez sie pomylic!moze to byla moja pomylka z tym malzenstwem za wczesnym no ale cuz teraz moge zrobic!a najlepsze jest to ze ciagnie mnie do innych facetow,nie wiem na czym stoje!raz spedzilam troszke czasu z takim innym i bylo mnie tak dobrze tak strasznie dobrze,do niczego wielkiego nie doszlo zebyscie sobie nie mysleli ale poczulam jak to jest fajnie byc zakochanym i takie ciarki na plecach i motylki i wogole,ja rozumiem ze to po jakim czasie przechodzi ale chyba nie po roku a po drugie to z mezem przed slubem tego nie bylo to bylo bardziej przyzwyczajenie do tego ze jestesmy razem!nie wiem ale z tym drugim bylo mi jak nigdy nie chcialam od niego odejsc,boje sie ze kiedys moge zdradzic meza i dopiero bedzie,tak to go dopiero skrzywdze,o ile zdrada to juz nie jest myslenie o innym bo ja mysle o tym innym caly czas i przestac nie moge!z mezem to jesli chodzi o wspolzycie to tylko jak cos wypije bo tak to ja nie mam ochoty!!o jejku nie chcialam zeby tak to wszystko bylo,ale jest i nie wiem co z tym zrobic??
bela
2006-09-19
13:20:35
Email
Pstrokota to straszne o czym piszesz.Nie moge sobie tego wyobrazic....Nie zastanawials sie dobrze przed slubem????Malzenstwo to wlasciwie nie jest latwa droga........tym bardziej jesli nie ma milosci i zaufania.Nie wim co moglabym Ci doradzic.Cokolwiek tu napiszemy to TY musisz podjac decyzje!!! Ty jestes ODPOWIEDZIALNA za Was za to co zrobisz.Teraz chcesz szalec a moze za pare lat bedziesz potrzebowala stabilizacji i wsparcia i bedziesz wtedy zalowac.Z drugiej strony szkoda tez ranic - zdradzac meza.IM szybciej .....Nie potrafie w tej sytuacji nic powiedziec........Pozdrawiam i zycze powodzenia oraz madrych decyzji
pstrokota
2006-09-21
11:33:08
Email
bela dzieki za wypowiedz ale to nie takie proste wszystko niby sie zastanawialam przed slubem ale nie wiem czy myslalam w dobrych kategoriach od poczatku bycia z moim mezem jeszcze przed slubem nie bylo miedzy nami tego czegos przynajmniej z mojej strony,na poczatku bylismy dobrymi znajomymi a dopiero pozniej zostalismy razem bardziej patrzylam na to z tej strony ze bedzie mi dobrze bo on dla mnie wszystko zrobi zawsze pomoze zaopiekuje sie nie pomyslalam jednak o tym za je nie bede mogla tego odwzajemnic,chyba myslalam troszke egoistycznie a teraz ja za to place!nie wiem moze to glupio zabrzmi ale ja sie nawet dlugo nie zastanawialam przed slubem to bylo tak ze on zawsze myslal za nas coprawda pytal sie mnie o zdanie ale ja zawsze bylam na tak no bo przeciez on chce dla mnie dobrze,niewiem,ostatnio probowalam z nim o tym pogadac ale doszlo tylko do wielkiej klotni i juz prawie sie rozdzielilismy,a mnie sie go potem znowu zal zrobilo no bo on taki dobry jest no i sie pogodzilismy niby ale od tamtego czasu caly czas sa jakies klutnie miedzy nami!wiem ze nikt nie jest w stanie mi pomoc ale jak tak to napisze to przynajmniej wyzuce to z siebie bo nie mam do kogo sie odezwac,kazdy wie jak to jest z najlepszymi przyjaciolkami!!wydaje mnie sie ze z mojej strony to bylo bardziej malzenstwo z rozsadku niz z milosci no ale to juz moja wina nie wiem tylko co bedzie jak naprawde sie zakocham.........oj to straszne nie wiedzialam ze tak to wszystko sie ulozy...pozdrawiam i dzieki jeszcze raz!!
aska
2006-09-21
14:55:25
Email
jak bym czytała o swoim byłym związku w którym tkwiłam. Pstrokata, rozumiem Cię doskonale !!! Poważnie!!! Też byłam z facetem bo był dla mnie dobry. To był typ faceta "nie zdradzę Cię nigdy", "nie oszukam, nie okłamię Cię nigdy" - nie mówił mi tego, ja to wiedziłam. Taki poprostu był. Więc czego szukac więcej, skoro taki facet mnie pokochał to trzeba łapać swoje "szczęście". Od początku brakowało mi tego czegoś, uniesień, tzw. motyli w brzuchu ale sprytnie sobie tłumaczylam, że to w każdym związku mija a potem przychodzi rozczarowanie. Skoro ja od początku patrzę chłodnym okiem to musi być dobrze. Do dzisiaj nie powiem na tego chłopaka złego słowa, był dobry ale ja go nie kochałam. Chciaz w sumie później byłam do niego tak bardzo przywiązana, ze już wydawało mi się, że to miłość. Nawet nie wyobrażałam sobie życia bez niego. i trwało to prawie 7 lat. Kilka razy próbowałam się z nim rozstać, bo czułam, że to nie to, ale zawsze robiło mi sięgo żal i do niego wracałam, tak ja Ty o tym piszesz Pstrokata.
Moja siostra, która wierzy tylko w miłość, powtarzała mi, że zobaczę, że jeszcze się kiedyś zakocham tak naprawdę. Że nie można budować związku bez miłości ....
..... no i zakochałam się!!! To był dla mnie trudny rok. Nie potrawfiła tak poprostuu podjąć decyzji. Miotałam się. Nie chciałam zostawić "byłego" faceta ale dobrze było mi tylko przy tym drugim (teraz już moim mężu). Wiedziałam, ze go kocham, byłam tego pewna, przepraszam jestem tego pewna. Motyle w brzuchu czuję do dzisiaj - mimo, że minęło 3 lata małżeństwa. Teraz wiem, że moja siostra miała rację. Przytoczyła mi kiedyś nawet takąprzypowieść, którą pozwolę sobie napisać. "Pewna kobieta-wdowa z dziećmi pyta Mistrza co powinna zrobić. Chce ją pośłubić mężczyzna, dobry męzczyzna. Dobry dla niej i dla jej dzieci. Chce z nia zamieszkac i być przy niej. - Mistrz zapytał - Kochasz go? - nie, ale wiem, że będzie moim dzieciom z nim dobrze. - Na to Mistrz - a co, kiedy odejdą dzieci z domu i założą własne rodziny. Ty zostaniesz z tym męzczyzną sama bez miłości... nie możesz wiązać się z kimś dla kogoś lub dla czegoś...
Pstrokata, no cóż. Twoja sytuacja jest trudniejsza. jesteście już małżeństwem. Nie wiem jak postąpilabym w Twojej sytuacji, ale gdybym spotkała mojego aktualnego męża już po ślubie z tamtym, i tez tak mocno pokochała jak kocham teraz - obawiam się, że...
pstrokota
2006-09-21
18:01:05
Email
dzieki wielkie za ta wypowiedz asiu naprawde bylo to cos podobnego do mnie tylko jak to juz pisalas my juz jestesmy malzenstwem i to po slubie koscielnym,powiem ci szczerze ze gdyby to byl tylko moj chlopak to w tym momecie bym go juz zostawila,tylko niestety teraz to troszke trudniejsze,ojejku czemu ja sie wczesniej nie odwazylam tego zrobic,nie bylam pewna przed slubem ale myslalam ze bedzie mi z nim dobrze!teraz sobie wyobrazam cale zamieszanie rodzina cala i wszystko ale z drugiej strony nie powinnam na to patrzec tylko na swoje szczescie!rozmawialam o tym z mama no ale cuz mama mogla doradzic,a to wszystko przez to ze za duzo pracujecie na przyklad,no ale skoro ja nie czuje tego czegos...w czasie kiedy mamy wolne od pracy ja nie ciesze sie ze spedzania z nim czasu,nie szczegolnie mi jego brakuje,moze to niezbyt mile z mojej strony ale czuje jakbym go tylko potrzebowala do zalatwiania spraw za mnie i do tego zebym czula sie bezpiecznie,cobym niczym sie martwic nie musiala!!kolejna rzecza jaka powiedziala mama bylo to ze nie mamy dzieci i jakbys my sie postarali o dzidziusia to by napewno nas dziecko do siebie zblizylo,no moze troszke w tym prawdy ale z drugiej strony po co mieszac w to wszystko dziecko zeby sie potem okazalo ze sie rozchodzimy i zeby to dziecko musialo na to patrzec??niewiem....czuje ze mam bardzo trudna sytuacje,twoja aniu byla o tyle lepsza ze to byl twoj chlopak,chociaz tez powiem ci po 7 latach to naprawde musialas sie tez nameczyc zeby to skonczyc,ale gratuluje rownoczesnie madzrze podjetej decyzji i szczescia jakie przez to zyskalas,naprawde jestes szczesciara,jestem tylko ciekawa jak sobie poradzil twoj byly bez ciebie bo moj to mowi ze sobie nie wyyobraza zycia bezemnie ze niewiadomo co by zrobil,dzis spedzilismy troszku czasu razem ale mnie to sie nawet nie chcialo z nim gadac a co gorsze myslalam jeszcze o kims innym!!jestem beznadziejna jesli chodzi o to ale coz zrobic to tylko moje uczucia!!jeszcze raz dziekuje naprawde twoja wypowiedz bardzo mi pomogla ze sa tez inni z podobnymi problemami i ze sobie z nimi radza!pozdrawiam najwieksza szczesciare na swiecie i przyznaje ze motylki to tez czuje ale jak tego drugiego widze...
aska
2006-09-22
10:40:22
Email
jak sobie poradził "tamten"? Mówił, że zmarnowałam mu 7 lat życia, że nie będzie juz umiał go sobie ułożyć, ze będzie zawsze nieszczęśliwy i takie tam. W każdym razie wzbudził we mnie wyrzuty na całego.... ale.... założył rodzinę bardzo szybko, wcześniej niż ja... ma żonę, syna i podobno są szczęsliwi(mam nadzieje). Tamta dziewczyna kocha go tak jak ja nie potrafiłam.
maxim
2006-09-27
19:24:11
Email
Dziewczyny dziękuje Wam za wszystkie słowa.Się uspokajało u nas przez cały ten czas i chyba się uspokoiło. Na szczęście. Dzięki emka, że to napisałaś o tym niechodzeniu do fryzjera i braku kasy na nowy ciuch.Poczułam się lepiej czytając te słowa bo przecież to nie jest tak, że ja tylko myślę o nowych ciuchach i fryzjerze i takich tam. Mam stałe priorytety, wiem, że nie to jest najważniejsze i normalne jest to, że prędzej kupię coś dziecku niż sobie jak juz mam troche grosiwa Ale to nie znaczy, że przestałam miec takie przyziemne w końcu potrzeby. Każda z nas chce czuć się atrakcyjna,każda z nas jako kobieta kupuje te swoje przysłowiowe wysokie obcasy...A jeśli nie ma kasy na to...
Strona 1 - 1, 2, następna

Dodaj nowy wpis      Powrót do wybranego działu      Powrót do strony gwnej forum