szukaj zwrotu:       szukaj w:
wybrano:
dział - Dziecko (wychowanie, zabawy, rozwój, dieta, przedszkola, itp)
temat - BAJECZKI


Dodaj nowy wpis      Powrót do wybranego działu      Powrót do strony głównej forum
Napisano: Treść:
Migotka
2006-03-20
Email
TEN TOPIK POŚCIEĆMY JAKIMS NIEZADŁUGIM BAJECZKOM:)
Migotka
2006-03-20
13:52:55
Email
BAJKA NA DOBRANOC___ Noc ciepła otuliła ciszą szarości domy i ulice. Księżyc swym zachwycił się obliczem. A gwiazdki przytakująco mrugały, że: - Dzień nie jest, aż tak wspaniały! - Bo w ciemności oczka, barwy Krainy Snów oglądają. - Nóżki i rączki leżąc... biegają! - Najśmielsze sny się realizują... - I nowe pomysły produkują... - Śpiąc dzieci rosną i zdrowiem pachną jak kwiatki wiosną! - Noc jest cudowna naszym zdaniem - Więc szybko zajmijcie się spaniem i kolorów w snach odnajdywaniem! - O ząbki dbajcie i w piżamki się ubierajcie... - Niech buziak mamy lub taty świat snów uczyni bogaty!!! - My z księżycem z nieba na was spoglądamy i o wasze bezpieczeństwo dbamy... - Więc o nas pamiętajcie i czasami na dobranoc rączką pomachajcie...! - A teraz oczka już zamknijcie i smacznie śpijcie...
Migotka
2006-03-20
13:54:38
Email
BAJKA O MAŁYM ŁEE___ Pewnego dnia Małe Łee maszerowało sobie chodnikiem i głośno krzyczało: - Łee! Łee! Przechodnie zatykali sobie uszy, bo trudno było wytrzymać ten hałas. Niektórzy usiłowali uspokoić rozpłakane Łee, ale gdy tylko próbowali je pocieszać, poklepywać po ramieniu lub czule się uśmiechać, rozżalone Łee natychmiast krzyczało jeszcze głośniej. - Łee! Łee! A, gdy ktoś chciał je skarcić i ostrym tonem tłumaczył, że powinno się uspokoić, że to nie ładnie tak wrzeszczeć, że nie jest pępkiem świata i że powinno się uspokoić… Małe Łee płakało jeszcze głośniej: - Łee! Łee! Tupało mocno nogami wykrzykując: - A właśnie, że będę płakać! Łee! Będę płakać coraz głośniej i już! I wrzeszczało: - Łee! Łee! – z całych sił. Nic go nie interesowało, tylko jego własne nieszczęście i złość. Myślało sobie: - Nikt mnie nie rozumie! Wszyscy się wymądrzają! Jestem nieszczęśliwe! I złości mnie to! Cały świat jest do niczego! Było tylko ONO i jego WIELKI ŻAL! I nawet nie zauważyło, że zbliżyło się do skrzyżowania, a przy przejściu dla pieszych właśnie zaświeciło się czerwone światło. Zagłuszając głośnym płaczem świat i swoje własne myśli, WKROCZYŁO NA JEZDNIĘ!!! I… Na szczęśnie drobna dłoń pewnej uśmiechniętej dziewczynki, złapała je za bluzę i z całych sił pociągnęła w tył!!! Nagle… w ułamku sekundy na ulicy zapanowała cisza. Przechodnie przystanęli zadziwieni rozglądając się wokół. - Aha! To Małe Łee przestało wrzeszczeć! Stało na chodniku obok uśmiechniętej dziewczynki, a przed jego nosem pędziły samochody. Pierwsza ciszę przerwała dziewczynka: - Czerwone światło – STÓJ! Zielone – IDŹ! Zapamiętaj Małe Łee, i zawsze patrz, który kolor do ciebie się uśmiecha i co mówi!!! - Tak – odpowiedziało gapiowate Łee, ciągle stojąc z szeroko otwartymi oczami. - Już nie będziesz płakać? –zapytała dziewczynka. - Nie – odparło Małe Łee. - A dlaczego tak bardzo krzyczałeś? - Nie wiem – przyznało się Łee – ale tak bardzo czułem się nieszczęśliwe! Świat był taki niesprawiedliwy… przynajmniej tak mi się wydawało… Małe Łee wciąż stało zadziwione całą sytuacją, nie do końca rozumiejąc co się stało i co się dzieje. - Nie martw się – powiedziała dziewczynka – wszystkim zdarza się mieć złe chwile, ale zawsze trzeba pamiętać, że nie jesteśmy sami na świecie. Jeśli nawet nie chcesz czasami mieć do czynienia z żadnym człowiekiem, to i tak możesz na niego przez przypadek natrafić, i musisz liczyć się z istnieniem wokół ciebie innych… - Tak – powiedziało zawstydzone Łee – byłem egoistyczne. Pewnie moje wrzaski nie jednej osobie zepsuły humor. Gdyby nie ty… - niedokończyło Małe Łee. Uśmiechnięta dziewczynka pogłaskała Małe Łee po główce. - No już dobrze, zobacz zielone światło możemy iść – i biorąc Małe Łee za rączkę przeprowadziła je na drugą stronę ulicy. Małe Łee maszerowało teraz chodnikiem pięknie się do wszystkich uśmiechając. I nie mogło się nadziwić, jak to możliwe, że świat wydawał mu się taki okropny?… I po co właściwie czuło się takie nieszczęśliwe, skoro teraz jest mu dobrze. Ptaszki ćwierkają, pieski merdają ogonami, chłopcy grają w piłkę, dziewczynki skaczą w gumę i świeci ciepłe słoneczko. - Świat jest piękny i przyjemny – ze zdziwieniem pomyślało Małe Łee. I podążało dalej zupełnie odmienione, ciche i radosne.
Migotka
2006-03-20
13:56:26
Email
KŁOPOTY MAŁEJ BIEDRONECZKI___ Poranne mlecznobiałe mgły, powolutku i bardzo cichutko, podnosiły się z zaspanej jeszcze ziemi. Na smukłych zielonych trawach, osiadały kropelki krystalicznie czystej rosy. Leśni mieszkańcy powoli otwierali zaspane oczka, gimnastykowali nóżki, rączki i skrzydełka, jeśli oczywiście je posiadali. Budziły się kwiaty wesoło odwracając główki do pierwszych promyków złotego słonka. Pająki kończyły budowę swych pajęczych sieci. A sowy chowały się w dziuplach, by udać się na zasłużony odpoczynek, po pracowitej nocy. Obudziły się też Czerwone Biedroneczki Dwukropeczki. Dwukropeczki, bo na swych małych pancerzykach, miały tylko dwie czarne kropki. Szeroko ziewając, obudziła się również biedroneczka Juleczka. Rozprostowała wszystkie nóżki, pomachała skrzydełkami i rezolutnie rozejrzała się dookoła. Obok, jej siostrzyczka Oleńka jeszcze spała. - Oleńka wstawaj, słonko nas zaprasza do tańca nad łąką! – śpiewnym głosem zawołała Juleczka. - Aaa... - ziewała Oleńka - O! Już dzień, ale jestem głodna. Lećmy po Oliweczkę razem pofruniemy na łąkę, dobrze? - Dobrze - powiedziała - Juleczka. Oliweczka stała już na wszystkich sześciu nóżkach, wesoło nimi wymachując. - Cześć Oliweczka, co robisz? - spytała Oleńka. - Gimnastykuję się przed porannym lotem. - A Oskarek? - spytała Jula. - Śpi jeszcze! Wczoraj długo brykał i potem nie mógł zasnąć. A teraz śpi! Nawet śpiewy ptaków go nie budzą. - Oskarek, wstawaj! Rosa błyszczy na listkach, idziesz z nami umyć buzie i odświeżyć skrzydełka? - pytała Jula. Przeciągając się leniwie Oskarek, powoli wyganiał resztki snu ze swojej biedronkowej główki. Próbował rozprostować skrzydełka, ale okazało się, że nie może! - Ojej! - łzy zaszkliły się w oczkach Oskarka- jak ja teraz polecę na łąkę? - Ale się pogniotły... - zmartwiła się Oleńka - pewnie nie wyczyściłeś ich przed snem. - Jestem głodny i nie mogę latać... - płakał Oskarek - Oliweczko ratuj!... Co ja teraz zrobię? - Nie wiem! - powiedziała Oliweczka - ale mam pomysł! Lećmy do krasnala Mądralinka, do starego dębu, on nam pomoże. - O nie! Nie zostawiajcie mnie samego... - prawie krzyczał Oskarek. Biedroneczki Dwukropeczki posadziły Oskarka na klonowym listku, chwyciły łapeczkami za brzegi listka i z całych sił dźwignęły zapłakanego brzdąca w górę. - Oj, ciężko!- narzekała Juleczka - nie dam rady. - Już blisko, wytrzymaj... - pocieszała ją Oleńka. - Uwaga lądujemy- zawołała Oliweczka i cała czwórka lekko opadła na miękki mech. Stuk, puk... - zapukały do drzwi krasnalkowego domku. - Mądralinku przyszliśmy do ciebie po poradę, otwórz proszę! - zawołała biedroneczka Oliweczka Krasnal Mądralinek dokładnie obejrzał skrzydełka Oskarka, chwilę się namyślał i rzekł: - Tu pomóc może tylko Czerwona Wróżka... - Ale gdzie ją można znaleźć? - dopytywała się Oleńka. - Musicie iść do źródełka, które wypływa z groty przy sosnowym lasku. - Ale to daleko - zmartwiła się Juleczka - nie poradzimy sobie. - Poproście o pomoc zajączka Puszystą Kuleczkę, on jest szybki jak wiatr, dla niego taka odległość to pestka. Znajdziecie go teraz, obok tego wielkiego głazu - wskazał rączką Mądralinek - tam rośnie soczysta zajęcza koniczyna, którą Puszysta Kuleczka zjada na śniadanie. - Dziękujemy ci kochany krasnalku - radośnie zawołały Biedroneczki Dwukropeczki i poleciały szukać zajączka. Puszysta Kuleczka akurat kończył jeść i jego bialutki, puszysty brzuszek ślicznie się zaokrąglił. Gdy dowiedział się o problemie jaki mają Biedroneczki, bez chwili wahania postanowił im pomóc. Biedroneczki Dwukropeczki usadowiły się za jego uszami i pełne nadziei wyruszyły w podróż, do leśnej groty. Dwukropeczki jeszcze nigdy nie były tak daleko i w ogóle nie znały sosnowego lasu. Trochę obawiały się tej wyprawy, ale przecież nie mogły zostawić Oskarka bez pomocy. Był ich najlepszym przyjacielem, a przyjaciele zawsze, i w szczęściu i w nieszczęściu są razem. Po paru chwilach, tajemnicza grota ukazała się oczom małych biedroneczek. Wypływający z niej strumyk czystej wody przyjemnie połyskiwał w jasnych promieniach porannego słońca. - Ach! Jaka ta grota jest wielka ... powiedział zaskoczony Oskarek - ma tak dużo zakamarków, czy uda nam się odnaleźć wśród nich Czerwoną Wróżkę? Szukajcie nosem i sercem powiedział zajączek Puszysta Kuleczka i wielkim susem wskoczył za kępę traw i dalej za krzaki malin i tyle go było widać. - Jak to nosem i sercem – dziwiła się Juleczka. - Co on miał na myśli? – zastanawiała się Oleńka. - Nie ma rady! – zarządziła Oliweczka – wyruszamy na poszukiwania. Oskarku daj rączkę, idziemy! Gdyby mama widziała w tej chwili Biedroneczkę Oliweczkę, byłaby z niej bardzo dumna. Dzielna, starsza siostrzyczka dodawała otuchy małemu braciszkowi i odważnie prowadziła go w głąb groty. Gdy Biedroneczki znalazły się w długim korytarzu, ciemności otuliły je swym czarnym szalem, a w serca zakradł im się strach. - Boję się ! – powiedziała Juleczka – Oleńka daj rączkę. I wszystkie Biedroneczki chwyciły się za łapki, by dodać sobie otuchy. Z niepewnymi minami, szeroko otwierając oczka, szły na przód. Po pewnym czasie przyzwyczaiły się do ciemności i wtedy okazało się, że grota nie jest aż tak straszna. Z dala widać było wiszące stalaktyty, które swym wyglądem przypominały sople lodu, a kapiące z nich krople wody grały cichutką melodię. Wtem, korytarz którym szły Dwukropeczki ostro skręcił, a za zakrętem rozdzielił się na dwa przejścia. - W którą stronę iść? – zastanawiały się Biedroneczki. Gdy weszły w lewy korytarz, poczuły powiew wilgotnego chłodu. - Brr...! nie jest tu zbyt przyjemnie – powiedziała Oliweczka – spróbujmy może pójść w prawo. Już po paru krokach w prawym korytarzu poczuły przyjemną woń malin i poziomek. - Jak tu pięknie pachnie – zauważyła Oleńka – chyba już rozumiem, o co chodziło zajączkowi. Myśl ta i woń którą czuły sprawiły, że do ich serc spłynęła dodająca sił radość. Z nadzieją i uśmiechami na buziach kroczyły prawym korytarzem. A strach i obawa z którymi weszły do groty, zupełnie gdzieś się zagubiły. Z każdym kroczkiem ich małych nóżek ciemność ustępowała miejsca szarości. A szarość powoli zamieniała się w ciepłe tajemne światło, które rozgrzewało i sprawiało, że Biedroneczki czuły się szczęśliwe. Na ścianach korytarza zakwitały kwiaty, które swą obecnością zamieniały jaskinię w cudowny ogród pełen barw. Malowniczość miejsca zapierała dech w piersiach. Korytarz powoli rozszerzał się i oczom oczarowanych Biedroneczek Dwukropeczek, ukazała się jasna sala pełna bajecznego blasku. Na jednej ze ścian znajdowały się półki od podłogi po sufit zastawione słoiczkami malinowego i poziomkowego soku. Na piecu po przeciwnej stronie stał wielki garnek świeżego, ciepłego soku którego woń rozchodziła się po całym pomieszczeniu. Niedaleko pieca stał stół, a na nim jeden obok drugiego poustawiane były czyściutkie, puste słoiczki. A na samym środku sali znajdował się przepiękny dywan utkany z delikatnych płatków różnobarwnych kwiatów, swą miękkością wprost zapraszał, by się na nim położyć. Zachwycone Biedroneczki nie mogły oderwać oczu od ślicznych kwiatowych kompozycji, które wisiały na ścianach, stały na podłodze i leżały na półkach. Cała sala tonęła w barwach i zapachach, które w sposób niewiarygodnie przyjemny ogrzewały, jak mięciutka puchowa kołderka, ich mocno bijące z wrażenia serca. Ale niestety! Nigdzie nie było widać Czerwonej Wróżki. Rozczarowane i zasmucone, choć pełne magicznych doznań Dwukropeczki, postanowiły zaczekać na Wróżkę przed grotą. Nie chciały obrazić właścicielki tego zaczarowanego miejsca tym, że weszły do jej domku bez zaproszenia. Siedząc w milczeniu przed jaskinią Biedroneczki Dwukropeczki miały przed oczami cudowną salę i w zamyśleniu nie zauważyły, że las wokół nich począł się zmieniać. Pąki kwiatów otwierały swe główki, ptaki radośniej śpiewały, zewsząd słychać było wesoło bzykające pszczółki, żuczki i małe muszki. Pierwszy z zauroczenia ocknął się Oskarek. - Dziewczyny – wyszeptał – chyba nadchodzi Czerwona Wróżka. I rzeczywiście zwiewnym krokiem, miło się uśmiechając Czerwona Wróżka zbliżała się do jaskini. Unosiła się tuż, tuż nad trawami i kwiatami, a różowo perłowe skrzydełka, pantofelki i przewieszona przez ramię torba pięknie błyszczały w słońcu. - Dzień dobry Biedroneczki! Mam wrażenie, że macie jakiś problem. - Och tak! Kochana i dobra Wróżko – powiedziała Oliweczka - spójrz na te skrzydełka. Oskarek usiłował rozłożyć swe skrzydełka, ale były tak pogniecione, że tylko śmiesznie zadrżały... i nic. - O! Faktycznie masz kłopot. Ale nie martw się, jest na to rada – to powiedziawszy wyjęła ze swej błyszczącej torby małe, diamentowe żelazko. - Ach! – westchnęły zachwycone Biedroneczki – Jakie śliczne! - To prezent od Matki Natury zrobiony z najprawdziwszego diamentu, wydobytego z najgłębszej na świecie diamentowej kopalni. Ma czarodziejską moc, zaraz sami się o tym przekonacie. To powiedziawszy Czerwona Wróżka zabrała się do pracy. Trzymając żelazko delikatnie w dłoniach dotykała nim pogniecionych skrzydełek Oskarka. Po paru chwilach skrzydełka były prościutkie i lśniły diamentowym blaskiem. - Tak pięknie jeszcze nigdy nie wyglądały – ucieszył się Oskarek – dziękuję ci dobra Wróżko. Jesteś wspaniała! I z radości, chwytając Wróżkę za ręce, odtańczył taniec szczęścia, aż wszystkie będące w pobliżu owady zaczęły śmiać się uradowane. Czerwona Wróżka też śmiała się głośno szczęśliwa, że mogła pomóc małym biedronkom. Zaprosiła swych miłych gości na pyszny, dodający sił sok poziomkowy. Od tamtej pory Biedroneczki Dwukropeczki często przylatywały do Wróżki w odwiedziny, a czasami pomagały też w gotowaniu słodkich soków, którymi Wróżka leczyła chore i słabe leśne owady. A Oskarek już nigdy więcej nie zapominał wyczyścić swych skrzydełek przed snem.
Migotka
2006-03-20
13:57:40
Email
MYSZKUJĄCE KOTY___ W pewnym dużym mieście, w pokoju pewnej małej dziewczynki na kolorowej zasłonce, mieszkało mnóstwo kotów. Jeden był niebieski, drugi czerwony, trzeci był żółty czwarty zielony! Te kociaki uwielbiały zabawy, skoki, przeciągania i miauczenia. Gdy dziewczynka po szkole odrabiała lekcje, bacznie jej się przyglądały, a gdy grała na wiolonczeli PRZERAŹLIWIE pięknie miauczały. - Miiaau... miiaaauu.... W nocy, gdy dziewczynka spała kotki trzpiotki MYSZKOWAŁY po zakamarkach Krainy Snów. Łowiły ogonkami rybki w akwarium, pazurkami czesały lwom grzywy i szorstkimi języczkami wylizywały ogromne GÓRY LODOWE, pływające po truskawkowym oceanie. - Aaaaa.... - ziewały układając się do snu O PORANKU - Życie jest piękne! I tak na beztrosce i przyjemnościach mijały im dni i lata. I nigdy, przenigdy nie brakowało im pomysłów na nowe harce i wybryki. Pokój, aż trząsł się od hucznej zabawy, a głośny śmiech dziewczynki przebiegał przez okna i ściany, zaczepiając sąsiadów i stada dzikich gołębi.
Migotka
2006-03-20
13:59:43
Email
PIASKOWA KRÓLEWNA___ Koronkowy cień rozłożystej wierzby, padał prosto do nóżek małej Piaskowej Królewny. Siedziała ona sobie na tronie z bursztynu i wygrzewała bose stópki w słoneczku. - Jaki piękny dzień - powiedziała - Ciekawa jestem, ile dzieci nas dzisiaj odwiedzi? - Nie ciekawe!- burknęła pracowita jak zwykle Mrówka Marta. Zbierała pogubione okruszki, różowoblade, wyżute gumy do żucia i zlepione kropelkami opadłymi z lodów czekoladowych, ziarnka piasku. - Znowu będzie dużo bałaganu! - Kochana Marto... - przecież wiesz, że gdyby nie Dzieci, nasze królestwo przestałoby istnieć. - Przestałoby, nie przestałoby... - ale One mogłyby być grzeczniejsze i nie śmiecić. Czy, mamy nie uczą ich dobrego zachowania?... - Ależ uczą! Przecież wiesz, jak trudno jest zawsze postępować MĄDRZE I DOBRZE!? To tylko dzieci... - Dzieci, nie dzieci porządek musi być! Na te słowa, Piaskowa Królewna uśmiechnęła się tylko czule i powróciła do rozkoszowała się ciepłem porannego słoneczka. - Tak w gruncie rzeczy... - pomyślała po chwili - Mrówka Marta ma rację! Coś trzeba wymyślić, by pomóc jej, utrzymać naszą piaskownicę w czystości. Tu przydałby się jakiś CZAR! Ale jaki?... Nagle coś świsnęło, ćwierknęło i ciepły podmuch powietrza zrzucił koronę z główki Królewny Wiwi. A złocistopiaskowe włosy, na parę chwil, zasłoniły jej cały świat . - Ojej! Co to? - Raczej, kto to... ćwir, ćwir? - zaszczebiotał wróbelek. - Ach, to ty łobuziaku!... - powitała go czule Królewna. - Dzień dobry Dobra i Mądra Królewno Wiwio! Mam mały problem... - Tak? - spytała zaciekawiona Dobra, Mądra i Rozczochrana Piaskowa Królewna. - Mam alergię na kocie futro i bardzo, bardzo swędzi mnie skóra. - Alergia na kocie futro...? - przerwała wróbelkowi Królewna – Aha to, dlatego wróble uciekają przed kotami – zażartowała. - Tak ha, ha, ha - śmiał się wróbelek, po czym rzekł: - Czy mogę po zażywać leczniczych, piaskowych kąpieli, w Twoim królestwie? - Ależ, proszę bardzo!- rzekła Wiwia - niech Ci pójdzie na zdrowie! To powiedziawszy poprawiła niesforne kosmyki, założyła koronę i rozsiadła się wygodnie na tronie. - Zaraz, zaraz, o czym to ja myślałam?... - powróciła do dumania Królewna poprawiając koronę i wystawiając nóżki do słoneczka. - CZAAR... Potrzebny jest czar... Mrówka Marta bała się trochę wróbelka, dlatego też zaszyła się w dziurce pomiędzy deskami okalającymi piaskownicę. - Wróbel, dzieci, psy, koty... wszyscy tylko biorą i nic nie dają! Każdy ma przyjemność z przebywania tutaj, a ja mam pracę. Dlaczego nikt nie dba, o nasze królestwo! Królewna Wiwia tymczasem, poczęła spacerować wokół tronu, bardzo mocno marszcząc brwi i drapiąc się od czasu do czasu w koronę - myślała! - Hymm... Czar... Magia... - Wiem!!! - wykrzyknęła nagle uradowana. - Marto potrzebuję zapachu róż i... - Marto, gdzie jesteś? Chodź proszę prędko nam pomysł, jak ułatwić Ci życie... - O! Czy to możliwe? - dziwiła się Marta wychodząc z dziurki, gdyż wróbel właśnie odleciał podziękowawszy pięknym ukłonem. - Potrzebny mi będzie zapach płatków róż, czy możesz się o niego postarać? - Mądra i Dobra Królewno Wiwio! - rzekła poważnie zaniepokojona Marta- Czy sądzisz, że przyjemna woń podczas sprzątania, jest rozwiązaniem moich problemów? - I tak i nie!- tajemniczo odparła Królewna. - Jak to? - dziwiła się Mrówka. - Ta woń będzie posłańcem, a nie tylko pieszczotą dla nosa. Dostarczy wiadomość dziecięcym uszom. - No, to teraz już niczego nie rozumiem... Lepiej poproszę Ślimaka Karusia o pomoc, on dobrze zna podwórko i wie gdzie rosną róże. W południe przed tronem Piaskowej Królewny stały cztery, malutkie paczuszki z jedwabiście delikatnych różanych płatków. Królewna stała przed nimi i machając czarodziejską różczką wymawiała zaklęcie: - Trzasku prasku - ziarnko piasku! Słonka promyki Dziecięce okrzyki! Radość tworzenia Siła burzenia, Babki z piasku - trzasku prasku! Przy ostatnich słowach stuknęła różczką po trzy razy w każdy z pakunków. Paczuszki rozwinęły się, a zaczarowany różany zapach począł wydostawać się cienką stróżką i krążyć wokół Piaskowej Królewny. Królewna wzniosła wysoko różczkę, a zapach skierował ku niej, ocierał się o nią i rozchodził się po całej piaskownicy. W tym samym czasie Wiwia wymawiała kolejne słowa. - Zabawa i przyjemność tak, ale w czystej piaskownicy. Muszę po sobie posprzątać. Nie będę rzucać papierków do piaskownicy. Nie będę zostawiać pudełek po napojach w piaskownicy. Lubię czystą piaskownicę itd. itd. Gdy zapach pokrył swą zaklętą wonią całą piaskownicę, Królewna rzekła do Mrówki: - Zapach połechce czule dziecięce noski i niepostrzeżenie zaniesie słowa do ich uszu. A dzieci będą myślały, że to jakiś dobry duszek podpowiada im jak powinny myśleć i postępować. Szybko zorientują się, że to właściwe myśli i spodoba im się takie postępowanie, i ZACZNĄ DBAĆ O NASZE KRÓLESTWO! Czy to nie wspaniałe!? - Cudowne!- przytaknęła Mrówka Marta - Nareszcie trochę odpocznę i będzie tu już zawsze ładnie. Zadowolone z siebie Królewna i Mrówka, resztę dnia poświęciły na rozkoszowaniu się ciepłym słoneczkiem. A gdy w Królestwie pojawiły się dzieci nie mogły nadziwić się, skąd wziął się tu tak miły zapach. I wydawało im się, że jest tu wyjątkowo czysto i ładnie. Czyżby działały tu jakieś czary?...
m
2006-03-20
14:01:21
Email
ZIELONY SAMOCHODZIK JEDZIE DO LASU___ Mały Zielony Samochodzik postanowił wybrać się na wycieczkę do lasu. Jechał polną ścieżką pośród pól, wesoło się rozglądając. Wtem zauważył, że coś w oddali pięknie połyskuje na czerwono. Podekscytowany przyspieszył nieco. Smakowicie pachnąca malinka wisiała pomiędzy zielonymi listkami. Nie zastanawiając się długo Mały Zielony Samochodzik zjadł ją – NIAM! Słodziutki owoc wprawił go w dobry nastrój, więc, energicznie ruszył na przód. I jechał i jechał i jechał i jechał i jechał i jeeeechał! Aż przyjechał! Do ślicznego, malutkiego krzaczka poziomek. – Och! Jaka pyszniutka poziomeczka tu rośnie! – powiedział - i zjadł ją – NIAM! Drzewa wokół melodyjnie szumiały i Mały Zielony Samochodzik cichutko trąbiąc (cichutko, bo przecież był w lesie) posuwał się naprzód. Kołysząc się rytmicznie na boki, stukał kołami i jechał i jechał i jechał i jechał i jechał i jeeeechał! Aż przyjechał! Nagle coś spadło mu na maskę, i jeszcze raz i znów. Ałć! Aj! Stuk. Puk. – Co to? Grad żołędzi posypał się na niego... – Aaaa! Uciekam! – krzyknął i tak zamieszał kołami, że aż chmura pyłu wzbiła się w powietrze. Kiedy ochłonął nieco, znów począł rozkoszować się pięknem otaczającej go przyrody. I gdy tak jechał i jechał i jechał i jechał i jechał i jeeeechał ! To przyjechał. Do leśnego strumyka. W którym siedziała mała, zielona żabka. Wyglądało na to, że śpi. Mały Zielony Samochodzik ostrożnie i powolutku pochylił się nad nią. Uważnie jej się przyglądał. Sprawiała wrażenie jakby, śnił jej się jakiś wyjątkowo miły sen, bo słodziutko się uśmiechała... Niespodzianie otworzyła szeroko oczy i - Aaaaa! –wrzasnęła przerażona. Po czym jednym susem wskoczyła do strumyka. Fontanna zimnej, źródlanej wody ochlapała małe autko. Brrry! - otrząsnął się Samochodzik - Ale mnie przestraszyła! Ciekawe, które z nas bardziej się zlękło? ...- pomyślał i pojechał dalej. Mijał wysokie trawy, strzeliste drzewa i rozłożyste paprocie. Wdychał głęboko świeże, leśne powietrze i jechał i jechał i jechał i jechał i jeeeechał ! Aż poczuł się zmęczony. I postanowił wracać do domu. Przystanął na chwilkę na małej, leśnej polance, przywitał się z kolczastym jeżem i zawrócił. Wracając opłukał sobie koła w znajomym strumyku, uśmiechnął się do dębu i siedzącej na nim wiewiórki i jechał i jechał i jechał i jechał i jeeeechał ! Aż dotarł do domu, pachnącego pyszną kolacją, którą ze smakiem zjadł – NIAM!
Kamila
2006-03-30
12:15:23
Email
Kochane poszukuje bajeczki o Wróbelku Elemelku... może któraś ma?? A może w wersji elektronicznej.. obleciałam u siebie w mieście wszystkie księgarnie i niestety... będę wdzięczna :)

Dodaj nowy wpis      Powrót do wybranego działu      Powrót do strony gwnej forum