szukaj zwrotu:       szukaj w:
wybrano:
dział - Ciąża (zdrowie i samopoczucie w ciąży, przebieg ciąży, wątpliwości, szpitale itp.)
temat - Rodzić z mężem???


Dodaj nowy wpis      Powrót do wybranego działu      Powrót do strony głównej forum
Napisano: Treść:
Anula
2005-06-20
Email
Ciekawa jestem jakie jest Wasze nastawienie do porodów rodzinnych? A Waszych Mężów/Partnerów (ewentualnie obecnych tam mam,sióstr,przyjaciółek)? Pierwsze dziecko najpierw chciałam rodzić z mężem,ale on nie chiał.Potem on chiał,to znów ja nie.Ale ostatecznie był i b.dużo mi pomógł.Pilnował abym nie zamykała oczu,podtrzymywał przy bólach partych,chodził po położną,trzymał rozdygotane nogi,potem przeniósł na drugie łóżko (kazali mi samej PRZEJŚĆ!!!) Każdy do mnie wtedy coś gadał, co mam robić (położna,lekarz,praktykant). Nie wiedziałm kogo słuchać, zresztą tak odpłynęłam, że nie chciałam współpracować. On wyłapywał najważniejsze rzeczy, a ponieważ siedział przy mojej głowie, to mi truł do ucha co mam robić. To pomogło, bo nie miałam juz siły ich wszystkich słuchać a co dopiero wykonywać. To co się działo między moimi nogami dokładnie nie widział. Był ze mną też przy zszywaniu (chociaż to mógł sobie odpuścić). Ogólnie mówiąc był zadowolony i mówił że namawia innych facetów i że nie miał obrzydzenia (śmiał się że nic go nie rusza-zahartował się patroszeniem ryb-jest wędkarzem i częto coś do domu na patelnie przynosi).Przy drugiej córce oczywiste dla mnie było, ze też ze mną będzie.Też dużo mi pomógł-rozśmieszał,znów łaził za położną (bo miałam wrażenie że mam ja już między nogami),podtrzymywał przy partych, .Trochę więcej juz widział bo była ciaśniejsza sala porodowa.Przy zszywaniu już go nie było (poszedł dzwonić). A jakie są Wasze doświadczenia?
Julia
2005-06-20
09:16:49
Email
Ja rodziłam z mężem i nigdy ani przez chwilę tego nie żałowałam. Mąż też cieszył się, że był przy mnie. Zresztą jeszcze zanim zaszłam w ciążę rozmawialiśmy o tym i zawsze mówił, że chciałby być przy porodzie. Mąż pomógł mi bardziej psychicznie niż fizycznie, bo poród przebiegł błyskawicznie i nawet nie zdążyłam się zmęczyć. Jak przyjechaliśmy do szpitala, to nawet nie było czasu na standardowe zabiegi, bo miałam już pełne rozwarcie i położna od razu kazała mi się kłaść na łóżku, a mąż poszedł się przebrać. Nie zdążył jednak tego zrobić, bo ledwo zaczął, położna go zaczęła wołać, że główkę już widać, więc mąż biegiem do sali, w szoku, że to tak szybko. No i po 5 min Bartek już był na świecie. Pomagała mi najbardziej świadomość, że w tak niesamowitym i zarazem trudnym do wyobrażenia sobie momencie jest przy mnie najbliższa mi osoba, która mnie kocha i nie da mi zrobić krzywdy. Nie czułam się dzięki temu obco wśród samych nieznajomych lekarzy, nie musiałam się martwić, że ktoś zrobi coś nie tak, bo mąż cały czas patrzył. Też biegł po położna, jak wyszła na chwilę jeszcze przez zbadaniem mnie, a ja zaczęłam już czuć bóle parte (siedziałam dopiero na kozetce). Nie wiem, co bym wtedy zrobiła, jakbym tam została sama i musiałabym czekać, aż położna wróci niewiadomo kiedy. Podczas porodu mąż też stał przy mojej głowie, więc nie widział nic, chociaż jak wszedł do sali, kiedy było już widać główkę, to trochę widział. Ale mówił, że w takim momencie nie patrzy się na estetykę. Chyba tylko facet niezdolny do takich emocji mógłby w momencie, kiedy jego kochana kobieta rodzi dziecko, patrzeć na nią w taki sposób- czy wygląda to brzydko czy ładnie. Ja też przed porodem bałam się, że będę się jakoś krępować, że będzie mi głupio z powodu mojego wyglądu, ale potem przekonałam się, że podczas porodu tak mocno działa instynkt, kobieta tak mocno skupia się na urodzeniu dziecka, że własny wygląd jest naprawdę ostatnią rzeczą, o jakiej się myśli. Aha i jeszcze jedno. Dzięki temu, że mąż był przy mnie mamy kilka zdjęć Bartusia, zrobionych w kilka minut po urodzeniu. Jak go wzięli do mierzenia i tp, mąż poszedł razem z lekarzem i zrobil kilka fotek (bezcennych :o)), a mnie w tym czasie zszywali. No więc, podsumowując: polecam gorąco wszystkim panom, tym, którzy nie mają wątpliwości i tym, którzy je mają, ale takie malutkie. Idźcie z żonami, to naprawdę ogromnie pomaga. No chyba że facet kategorycznie odmawia, z jakichkolwiek powodów, to nie powinno się go zmuszać. Tak samo kobiety, która tego nie chce, bo takie też są. Pozdrowionka!
MoNiSiA
2005-06-20
09:32:31
Email
A ja mam zamiar rodzić z mamą :)Czy któraś miała taki poród rodzinny?
Dorka
2005-06-20
19:36:52
Email
Hmm dam do poczytania Męzusiowi :):) Monisia ja rodziałam z siostrą, ale to ona wtedy była w ciąży :) Teraz ja jestem i mam zamiar rodzić z Mężem, jesli on jednak zmieni zdanie, to siostra nie ma wyjścia - jest mi winna przysługę. :)
sylwia
2005-06-20
21:11:08
Email
Mój mąz równiez chciał byc przy porodzie od samego poczatku, to raczej ja byłam troche przeciwna. w końcu ustaliliśmy, że będzie ze mną, ale jak zacznie się akcja porodowa to wyjdzie. Rodziłam w niedzielę i jeszcze na dodatek w tym samym czasie były 3 porody, więc gdyby nie mój mąz to bym prędzej tam umarła, niż urodziła. Kazali mi wstać z łóżka ichodzić tylko nikt nie powiedział mi jak tego dokonać po 16 godzinach, gdy sie juz słaniałam z bólu. Smieszne było to, ze w zamieszaniu, gdy został podczas akcji porodowej, podawał mi tlen i tak mocno trzymał maskę, ze potem śmiałam sie, że o mały włos a udusiłby mnie(o ile można tlenem). Po porodzie powiedział mi, ze bardzo boli go głowa. Jak zapytałam dlaczego, odpowiedział"wiesz, jak oni kazali Ci przeć, a Ty nie mogłaś, to parłem za ciebie, aby ci było lżej". Teraz nie wyobrażam sobie, że mogłoby go nie byc. Powodzenia dziewczyny!
Agata
2005-06-20
22:49:00
Email
Ja też rodziłam wspólnie z mężem, chociaż on nie był prawie do końca przekonany, czy da radę. Przerażają go widoki szpitalne i wszystkie z tym związane rzeczy. W każdym bądź razie po porodzie powiedział mi, że nie wyobraża sobie aby mogło go przy mnie nie być:):):)
Był ze mną na porodówce od 7 rano do 21.10 kiedy to urodziła się maleńka. I podobnie jak mąż Julii pobiegł zaraz z aparatem w ręku na pierwsze ważenie i mierzenie Saruni - dzieki czemu mamy cudne zdjęcia małej tuż po narodzinach.
dziewczyny szczerze polecam, abyście miały kogoś bliskiego podczas porodu...jeśli to nie jest mąż czy chłopak, to niech to będzie mama czy przyjaciółka, ale ważne jest aby w takiej chwili mieć przy sobie bliską osobę.
emka
2005-06-22
13:32:36
Email
Z męzem, z mężem! Koniecznie! Ja sobie nie wyobrażam porodu bez mojego - to by chyba była masakra. I on wszsytyko dokładnie pamięta, bo ja tak nie zupełnie ;)
lena77
2005-06-23
18:13:26
Email
na samym poczatku,tj.ok 3 mies. ustalilismy oboje,ze bede rodzic bez niego.ale jak maly zaczal kopac,brzuch mi sie powiekszal,moj maz stwierdzil, ze bardzo chce byc przy mnie.mialam mieszane uczucia.ale jak przyszlo co do czego to nie chcialam go wypuscic (bylam na obserwacji cala dobe-ale maz nie mogl nocowac w szpitalu),strasznie sie balam.chodzil ze mna po korytarzu(chodzenie;metoda wywolywania porodu kompletnie u mnie nie zadzialala)rozsmieszal.bylprzy wszystkich tych okropnych badaniach sprawdzajacych rozwarcie brrr,masowal mi plecy jak mialam bole krzyzowe.nie bylo mu jednak dane sprawdzic sie w tym najwazniejszym momencie-gdyz zdecydowano sie zrobic cc. przy operacji nie byl i cale szczescie.
Asteria
2005-06-25
00:00:20
Email
Ja bardzo chcialam rodzic z mezem, on tez chcial, ale u nas w szpitalu sie na to nie zgodzili. Co prawda potem dogadalismy sie z lekarzem i niby sie zgodzil. Maz byl przy mnie, byla przy mnie mama i siostra meza. Caly zestaw ale w fazie rodzenia malego zawiezli mnie na porodowke sama. Nie wiem co mi obilo, ale tak wyszlo. Nie chcialm nikogo, przestalam odczuwac masaze meza w krzyzu, przestalam widziec co sie w okolo dzieje. Widzialam tylko polozna, z ktora rodzilam od samego poczatku. A dokladnie slyszalam jej glos i to bylo jak hipnotyzm, sluchaj i wykonuj polecenia... A meza mi potem bylo szkoda, bo plakal juz w pokoju prz silniejszych moich skurczach i miotal sie ze mnie boil a on nic na to nie poradzi. Ponoc jak mnie juz wywiezli, to sie zupelnie rozkleil i po 5 min wpadl w panike, ze to za dlugo trwa. Moja mama mowila, ze siedzial tak struty i wystraszony ze az jej bylo szkoda i ciezko wytlumaczyc, ze to porod, ze nas nie skrzywdza na sali i jeszcze chwile i bedzie po wszystkim. Moze gdyby byl ze mna bylby spokojniejszy, choc z drugiej strony nie wiem czy poradzilby sobie z emocjami... Jeszcze by lekarza pobil jak by uznal ze mi zadal bol ;):))
kyja
2005-06-25
10:44:35
Email
my tez ustaliliśmy,że będziemy razem rodzić, ale nie wyszło.Chcieliśmy poród rodzinny.W czasie, kiedy miałam rodzić 2 porodówki na 5 w mieście były zamknięte i był tłok:-)Kiedy karetka o północy ( wody mi odeszły)przywiozła mnie do upatrzonego wczesniej przez nas szpitala, okazało się, że nie mają miejsca, zawieźli mnie do kolejnego szpitala i tam było miejsce na zwykłej porodówce.Dobrze trafiłam, bo to był szpital kliniczny, w których marzyłam,żeby rodzić ( jak robiłam wywiady parę m-cy wczesniej powiedziano mi,że będzie w remoncie, w czasie kiedy miałam termin, więc nie nastawiałam się już na ten szpital).Na sali były trzy łóżka z rodzącymi, 2 położne i lekarz.Opieka była super, poród odbierał lekarz, szył mnie również lekarz. Mąż zamierzał warować na korytarzu-pielęgniarka przekonała go, aby poszedł do domu.Może dobrze się stało,że mąż nie był ze mną przy porodzie, bo wiem,że w pewnym momencie pogoniłabym go z sali, nie mówiąc o klątwach, jakie mógłby usłyszeć;-)).Jak bardzo cierpię, chcę być sama, żeby nikt do mnie się nie odzywał i mnie nie dotykał.Chociaż może kiedyś, kiedyś, gdy może będziemy mieć kolejne dziecko, to spróbujemy razem urodzić;-))
ela
2005-06-27
12:26:53
Email
pewnie że z mężem ja rodziłam z nim i gdyby nie on to nie wiem czy sama poradziła bym sobie a on by ł dzielny i przeciął pempowine i wszystki znajomym mówi że dla faceta to przeżycie którego nic nie przebije nawet nakłaniał do tego mojego brata i ten poszedł wtedy jest większa więź między waszą trójeczką

Dodaj nowy wpis      Powrót do wybranego działu      Powrót do strony gwnej forum